Algae, czyli peeling z soli z Morza Martwego od Starej Mydlarni (około 30 złotych za 500 mililitrów) ujął mnie swoim... kolorem. Lazurowy odcień morza skłonił mnie do zakupu, choć i wydał się z lekka sztuczny. Ale cóż - morskości kocham, peelingi solne też, a poza tym mamy wakacje, więc co może być lepsze niż morski peeling rodem z Izraela?;)
Oprócz koloru pierwsze wrażenie nie było zbyt pozytywne - zdecydowanie wolę kiczowate i tanie opakowania z The Body Shop niż to coś ze Starej Mydlarni. Pudełko przypomina mi opakowanie na kiszoną kapustę albo, jeszcze gorzej, na karmę dla świń w wersji miniaturowej. Może coś ze mną nie tak, ale to opakowanie nie przemawia do mnie w ogóle. Jest jednak plus tej sytuacji - przynajmniej możemy kontrolować ilość kosmetyku, który nam pozostał.
Po pierwszym otwarciu widzimy sól i... suszone glony. Niby wszystko fajnie, pięknie i glamour, ale wolałabym glony w wersji "na żywo", a nie w postaci suchych wstążeczek (trochę przypominają jakieś zioła...). Na szczęście szybko glonów w wersji suszonej się pozbywamy i wtedy korzystać możemy z czystej (farbowanej) soli z dodatkami:
Może jestem zła i przewrażliwiona z powodu opakowania, ale... peeling pachnie mi plastikiem! Mało w nim morza, a Morza Martwego już ni krztyny:( A szkoda wielka, bo po pierwszym otwarciu wdychałam zapach godzinami (może tak wdychałam, że cały wywąchałam?).
Przechodząc jednak do najważniejszego - czyli użytkowania: peeling solny Algae jest doskonałym zdzierakiem (zarówno na sucho, jak i na mokro). Ciężko powiedzieć, by był bardzo wydajny, ale na pewno nie oskarżę producenta o oszustwo i wciskanie mi rozwodnionych kosmetyków (ciężko byłoby zrobić to w przypadku peeling z soli, ale... ludzka "zaradność" nie zna granic, gdy się chce zarobić).
Skóra po użyciu jest czyta, aż można p niej skrobać, ale na pewno nie zauważyłam nawilżenia, które powinno brać się z obecności oleju z awokado w składzie (na jednym z ostatnich miejsc, ale zawsze). Dlatego polecam po użyciu Algae zastosowanie balsamu lub masła do ciała.
Mimo że kocham morskie zapachy, w tym przypadku jestem na nie. I jakoś zmęczę te pół litra soli, ale nie powrócę na te plaże... jakoś mnie nie skusiła swoim produktem Stara Mydlarnia.
Znacie ten peeling? A może sa produkty od Starej Mydlarni, które nie spowodują u mnie takiej złości?;)
Podzielcie się!
8 komentarze:
tego akurat nie uzywałam. Natomiast moim ulubionym peelingiem jest peeling cukrowy ze starej mydlarni - czekolada :)
Ja ogólnie nie przepadam za kosmetykami o morskim zapachu- chyba jeszcze nie spotkałam się z takim, który pachniałby naprawdę morsko a nie chemicznie. Wszystkie kojarzą mi się z odświeżaczami powietrza do toalet. Wolę peelingi i zapachu owocowym lub słodyczowym ;)
Kochana muszę Ci coś napisać, miałam dzisiaj sen że znalazłam w TK Maxxie paletki Sleeka, ale za 60 zł więc je olałam, jednak domyśl się przez kogo mam takie dziwne sny :P
Wygląd tego peelingu naprawdę zachęca, więc może jednak się kiedyś na niego skuszę skoro jest porządnym zdzierakiem.
w opakowaniu wyglada calkiem ciekawie :)
Te suszone glony chyba by mnie odstraszyły :D
Haha suszone glony! :D Ja jeszcze nie miałam od nich żadnego kosmetyku. Poza tym nigdy w swoim życiu nie stosowałam peelingu do ciała, jedynie do twarzy. :D
No fakt, jesli o opakowanie chodzi, to sie nie postarali. Nie znam Starej Mydlarni, a po tym co napisalas ochoty na wyprobowanie tez nie mam. Ale zwroce uwage na ich produkty.
Te glony chyba zniechęciłyby mnie do używania tego peelingu...
Prześlij komentarz