57

Benefit - Crescent Row - rozwiązanie konkursu

Z powodów osobistych dopiero dzisiaj mogę rozwiązać konkurs na nowy zapach Benefitu. Jak zawsze Wasza kreatywność mnie zaskoczyła - tyle świetnych pomysłów dla marki, które mogą mieć szanse na realizację.
Nagrody trafiają do:


Proszę Was o jak najszybszy kontakt mailowy i podanie swoich adresów.
33

Magia Crescent Row, czyli Benefit dla każdej z Nas - konkurs

Pewnie większość z Was poznała już historię powstania linii perfum Crescent Row marki Benefit, którą na swoim blogu zamieściła Blanka z bloga Mój zakupoholizm (jeśli nie, to zapraszam, bo warto zapoznać się z kilkoma ciekawymi faktami stojący za początkiem serii).
Nie wiem, czy wiecie, ale zapachy z linii Crescent Row zostały tak dobrane, by każda z Nas znalazła dla siebie ten jeden wyjątkowy (lub też zaczęła kolekcjonować wszystkie). Ma nam w tym pomóc specjalna tablica, na której producent sugeruje, komu może spodobać się dany zapach z powodu znajdujących się w nim aromatów:
Pomocne okazać się też mogą zdjęcia/kolaże pokojów znajdujących się w domach poszczególnych mieszkanek Crescent Row:
Myślę, że stworzenie takich ilustracji pomóc może dotrzeć perfumom Benefit nie tylko do zmysłu powonienia, ale i do zmysłu wzroku. 
Stąd też pomysł na konkurs - stworzenie Waszego zapachu, który mógłby się znaleźć w gamie Crescent Row (skrojonego na Waszą miarę, indywidualnie dopasowanego, a mogącego podobać się innym odbiorcom perfum).
Co musicie zrobić?
1. Pod tym postem zostawić komentarz, w którym opublikujecie Wasz pomysł na perfumy (skład, nastrój jaki mogą wywołać, możecie też wrzucić link do zdjęcia, które będzie oddawało charakter perfum, o których marzycie).
3. Polubić fan page Barw Wojennych na Facebooku
4. Być publicznym obserwatorem Barw Wojennych.
Konkurs trwa od dziś, to jest 11 grudnia 2012 do 16 grudnia 2012 do godziny 23:59:59. Rozwiązanie konkursu nastąpi dnia następnego (chciałabym bowiem, by nagrody dotarły do Was przed Świętami).
A teraz to, na co wszyscy czekali - nagrody...
3 flakony perfum - Sasha, Gina i Bella:
 
Myślę, że warto spróbować wykreować nowy zapach, co a nuż się Benefit stworzy nowy zapach, pod którym będziemy mogły się podpisać!
6

Konkurs urodzinowy z Mydlarnią ChocoBath.pl - wyniki

Zgodnie z zasadami, podaję wyniki świąteczno-urodzinowego konkursu organizowanego z Mydlarnią ChocoBath.pl. 
Zauważyłam, że głównie Boże Narodzenie kojarzy się Wam  z tym, z czym mnie, a mianowicie jedzeniem;)
By jednak nie zanudzać Was moimi świątecznymi wynurzeniami o aromatach, przejdę do meritum...
Główną nagrodę, czyli świecę sparkling cinnamon (mały słoik) marki Yankee Candle
otrzymuje:
Nieszka za komentarz: "Zapach świąt u mnie nie jest mocno sprecyzowany :D święta pachną u mnie pierogami , kapustą i grzybkami , ale to w kuchni :) Jak przejdziemy do pokoju to święta pachną choinką , perfumami Ciotki , wszędzie biegającym psem i resztą roześmianej rodzinki :) Ale gdy przejdę do sypialni , to tam unosi się zapach pomarańczy , cynamonu , czekolady i innych słodyczy schowanych na chwilę zapomnienia ;) U mnie święta to wybuchowa mieszanka zapachów :)".

Dwie równorzędne drugie nagrody, czyli zestawy 3 wosków (christmas cookie, christmas cupcake i happy christmas):
trafią do:
Joanny_26 i Nimvy.
Dziewczyny, dziękuję za udział w zabawie wszystkim z Was, a Zwyciężczyniom gratuluję.
Jednocześnie osoby, które wygrały proszę o szybki (do czwartku wieczorem) kontakt mailowy w sprawie wysyłki nagród (piszcie na adres barwy.wojenne@gmail.com).

P.S. A już za chwileczkę, już za momencik kolejny konkurs, znów aromatyczny i też bardzo świąteczny, więc zaglądajcie:)
17

MAC - Marylin Monroe - Dazzleglass, Phiff

Marylin Monroe to kolekcja limitowana marki MAC, inspirowana ikoną seksapilu - Marylin, której, jak mi się wydaje, nikomu nie trzeba przedstawiać. Phiff znajduje się w specjalnie zaprojektowanym dla tej kolekcji opakowaniu ze zdjęciem gwiazdy.
Wybór tego koloru do tej akurat kolekcji wydawał mi się dosyć dziwaczny. Marylin kojarzy mi się z uwodzicielską czerwienią na ustach jak na prawdziwą seks bombę przystało. Ale być może zespół kreatywny uznał, że mając już w składzie kolekcji czerwienie w postaci pomadek warto byłoby dorzucić coś, co nada im oszałamiającego błysku. I tu na arenę wchodzi Phiff!
Jest to bardzo przejrzysta, szklana, wybielona brzoskwinia z całym mnóstwem migoczącego złotego i srebrnego brokatu. O subtelności nie ma mowy. Ci z was, którzy już wcześniej zetknęli się z dazzleglasami widzą zapewne, że oszałamiająca ilość błyskotek to znak rozpoznawczy tego produktu, w końcu "dazzle" w nazwie nie wzięło się znikąd. Drobinki cudownie chwytają i odbijają światło sprawiając, że usta lśnią i mienią się, wydając się większymi.
Mimo tych wyraźnych i grubych drobinek formuła pozostaje nadal cudownie gładka i nie podrażnia ust, nie irytuje ich, nie wysusza. Drobinki na ustach są praktycznie niewyczuwalne, a uczucie jest przyjemnie nawilżające i komfortowe. Błyszczyk jest gęsty i jeśli nałożycie więcej niż jedną warstwę będzie się kleił, jednak pozostanie grzecznie na ustach nie spływając i nie rozlewając się poza ich kontur.
Pachnie typowo MACkiem, waniliowo, trochę budyniowo, dla mnie bardzo przyjemnie.
Jeśli jesteście, tak jak ja, fankami mocnego błyszczenia, to Phiff jest naprawdę ciekawym dodatkiem do rangi Dazzleglassów.
A może taki błysk to jednak dla was zbyt wiele? Czy ten kolor kojarzy wam się z niezrównaną Monroe?
Podzielcie się!
33

Konkurs urodzinowy z Mydlarnią ChocoBath.pl

Mydlarnia ChocoBath.pl z okazji swoich drugich urodzin postanowiła rozdać kilka prezentów dla Czytelniczek Barw Wojennych. Zdobyć można jedną z trzech nagród:
- pierwsza nagroda - świeca sparkling cinnamon (mały słoik) marki Yankee Candle:

- dwie nagrody drugiego stopnia - zestaw trzech wosków marki Yankee Candle: christmas cookie, christmas cupcake i happy christmas:
Konkurs trwa od dziś, to jest 1 grudnia 2012, do 10 grudnia 2012 roku do godziny 23:59:59. Rozwiązanie nastąpi dnia następnego, czyli 11 grudnia 2012 roku.
Co musicie zrobić, by móc cieszyć się wygraną? To proste! Wystarczy:
- być PUBLICZNYM obserwatorem bloga Barwy Wojenne,
- polubić fan page Mydlarni ChocoBath.pl na Facebooku,
- odpowiedzieć pod tym postem na pytanie: "Jaki zapach kojarzy Ci się ze Świętami i dlaczego?"
Zapraszam do zabawy.
10

Tołpa, Dermo Face Physio, płyn micelarny do mycia twarzy i oczu

Przygodę z płynami i żelami micelarnymi rozpoczynałam strasznie niechętnie. Głównie dlatego, że wierzyć mi się nie chciało w dokładnie oczyszczanie skóry bez wody. Teraz doceniam ich zalety w pełni, głownie właśnie z powodu braku konieczności używania wody. A już szczególnie jesienią i zimą. Dlaczego? Dlatego, że ostatnie co mam ochotę robić rano, to przemykać do zimnej łazienki i rozgrzanej skórze fundować terapię szokową zimną wodą (niewątpliwe zalety wadliwego bojlera), która ściąga mi niemiłosiernie suchą jak wiór skórę.
Tołpa proponuje nam dermo kosmetyk przeznaczony do bardzo wrażliwej skóry. Jest to też jeden z tych, które lubię najbardziej, myjący buzię i oczy. Opakowany w kliniczną, plastikową buteleczkę raczej nie przykuwa uwagi na aptecznych i drogeryjnych półkach. Co więc kryje się w środku?
Przezroczysty płyn ma naturalny, łagodny zapach bez śladu alkoholu czy sztuczności. Jest baaaardzo wydajny, mała ilość na waciku wystarcza na umycie buzi, zmycie z niej nawet najbardziej gęstych podkładów i kamuflaży. Działa szybko i skutecznie, nie ma mowy o tarciu czy przykładaniu i czekaniu aż podkład się rozpuści. To co mi się najbardziej w nim podoba to fakt, że faktycznie nie podrażnia. Mniej więcej w 9/10 przypadków jestem rozczarowana kosmetykami 2 w 1, dlatego, że jeśli dobrze działają na skórę twarzy, to już moje oczy nie są w stanie tego wytrzymać i łzawią. Płyn Tołpy jest jednak tym jednym z dziesięciu. Najbardziej podoba mi się to, jak skutecznie i bezboleśnie zmywa korektor pod oczy , absolutnie nic, ale to nic nie zostaje w załamaniach skóry (ładniejsze określenie na zmarszczki). Z żadnym cieniem, nawet z żelaznym, wodoodpornym MUFE nie miał problemów, jedyne co stwarzało trudności to tusze do powiek. Przy nich trzeba już zastosować patent z przytrzymaniem cierpliwie płatka nasączonego płynem i dopiero później usuwaniem tuszu.
Jestem pod wielkim wrażeniem uczucia jakie pozostawia ten płyn po użyciu. Skóra jest miękka, zrelaksowana, uspokojona, wydaje się też być jaśniejsza, bardziej promienna, i co zaskakujące, wcale, ale to wcale nie mokra. Tak jakby nadmiar płynu natychmiastowo wchłaniał się w skórę wywołując dodatkowo wrażenie delikatnego nawilżenia.
Na plus zaliczam jeszcze fakt, że kosmetyk mając fizjologiczne pH nie wymaga już później użycia toniku.
No to by było na tyle.
Jeśli macie ciągłe problemy z podrażnioną, poirytowaną, zaczerwienioną i suchą skórą, naprawdę warto bliżej przyjrzeć się płynowi micelarnemu z Tołpy, jak na razie jest to mój numer jeden wśród płynów tego typu.
No i wspieracie tym samym rodzimy rynek!
Czy miałyście z nim styczność? Czy używałyście kiedyś Tołpy?
Podzielcie się!
12

OPI - kolekcja Skyfall na święta 2012

Już od pięćdziesięciu lat James Bond powoduje szybsze bicie serca u szalejących za nim kobiet. Dla mnie najlepszymi odtwórcami roli w Tajnej Służbie Jej Królewskiej Mości byli Sean Connery (czyli pierwszy, kanoniczny dla mnie, Bond) oraz... stojący na drugim biegunie - Daniel Craig. Przy wyborze lakierów kierowałam się jednak czymś zupełnie innym niż miłość do postaci, a mianowicie odcieniami;)
Zapraszam Was na krótką podróż z Jamesem Bondem i lakierami OPI. 
Zacznijmy od jednego z moich ulubionych filmów, a zarazem też jednego z ulubionych odcieni z gamy OPI Skyfall - You Only Live Twice:
A tak wygląda sam lakier:
You Only Live Twice to karminowa, zmrożona czerwień z drobinami w kolorze purpury, różu i cyklamenu. Wystarczą dwie warstwy do pełnego krycia, zaś efekt bez odpryśnięć utrzyma się do tygodnia (przy zastosowaniu bazy).
Kolejny Bond i lakier to On Her Majesty Secret Service - jeden z moich ulubionych odcinków serii, przez wielu uznawany za niepasujący do historii z Jamesem Bondem, a to przez udział w nim George'a Lazenby. Ja jednak lubię tę część przygód agenta 007 z powodu odejścia od klasycznej formuły... i faktu, że Bond się w tym filmie zakochuje i żeni:
Lakier zaś wygląda tak:
On Her Majesty Secret Service to grafitowy granat podbity refleksami złota, srebra i błękitu. To dla mnie kolor londyńskiego nieba w zimną styczniową noc. Do pełnego krycia w tym przypadku trzeba 2-3 warstw (zwykle tak mam z lakierami OPI, że ciemne odcienie to 3 warstwy lakieru).
A teraz Bond, którego nie rozumiem za bardzo... The Living Daylights. Nie rozumiem filmu, a raczej za nim nie przepadam, ale lakier uważam za uroczy i niezbędny w kosmetyczce takiej sroki jak ja:
Buteleczka z brokatem The Living Daylights:
The Living Daylights jest tak szalony jak przedstawiony w tej części przygód Bonda zjazd na... fyterale od wiolonczeli:) To multikolorowy brokat - złoty, srebrny i szmaragdowy, w kształcie ośmiokątów. Trzyma się naprawdę mocno - zarówno jako top coat, jak i zastosowany na płytkę bezpośrednio (wtedy radzę użyć 3-4 warstwy).
Goldeneye - pierwszy "świadomy" James Bond w moim życiu i niezapomniana piosenka w wykonaniu Tiny Turner (która zresztą niedawno obchodziła urodziny). Z jednej strony lubiany, z drugiej, z powodu Pierce'a Brosnana, średnio akceptowany. Poza tym nie czuję wielkiej dumy z udziału w tej części Bonda Izabelli Scorupco (jakoś za nią też nie przepadam, wolę zdecydowanie Femke Jansen). Ale za to lakier Goldeneye to inna sprawa - to mój złocisty ideał, a złotek z OPI mam już kilka.
Lakier zaś wygląda tak (cudownie):
Goldeneye to "mięsiste", czyste złoto. Kolor idealny na święta czy karnawał. Do pełnego krycia wystarczą 2 warstwy.
Die Another Day to kolejna część z Bronsanem... ominęłabym ją, gdyby nie udział Halle Berry oraz piosenka w wykonaniu Madonny, która całkiem, ale to całkiem nie pasuje do serii o przygodach agenta 007.
Krwista czerwień Die Another Day w opakowaniu:
Uwielbiam tę czerwień w odcieniu metaliczno-krwistym ze złotym połyskiem. To dla mnie kolejny po Goldeneye idealny odcień świątecznego manicuru. Wystarczą 2 warstwy, by w pełni i dokładnie pokryć odcieniem płytkę paznokcia.
Każdy z lakierów kosztował 42 złote przy pojemności 15 mililitrów. 
Skorzystałam z promocji w sklepie kupkosmetyk.pl i jako że koszt lakierów z kolekcji Skyfall przekroczył 200 złotych, nie płaciłam za przesyłkę.
A Wy co myślicie o Jamesie Bondzie i interpretacji marki OPI? Podoba się Wam taki wybór odcieni? A może coś byście zmienili?
Podzielcie się!
21

They're Real! Mascara - Benefit

   
Jak zwykle przed wypróbowaniem produktu Benefita, najpierw zwróciłam uwagę na jego kampanię reklamową. Na plakacie znajduje się bowiem bardzo powabna pani z hmmm.... jakby to ująć... wyjątkowo obfitymi wdziękami. Nad tym wizerunkiem widnieje wielki napis "They're real!". W tym momencie pomyślałam sobie "ta, jasne...", po czym zauważyłam, że mowa o rzęsach...
Opakowanie jest porządne i ładne, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym. Szczoteczka maskary jest dosyć wąska i podłużna, zakończona tak jakby małą, może nie kuleczką, ale czymś półokrągłym. Ma wyprofilowane włosie, co pomaga dotrzeć do kącików oczu i dokładnie pomalować wszystkie, nawet najkrótsze rzęsy.
Rozprowadza się ją naprawdę łatwo i szybko, i nawet mnie udaje się nie poplamić przy aplikacji powieki (choć na zdjęciach mi się to zdarzyło).
Może zanim zacznę opisywać jej działanie, od razu powiem, że generalnie ją uwielbiam i mam wrażenie, że pozostanę przy niej na dłużej (to znaczy na więcej niż jedno opakowanie, co do tej pory mi się nie przydarzyło). Dlaczego?
Dlatego, że przy moich rzęsach, które są krótkie, rzadkie i ogólnie byle jakie ten produkt czyni cuda. Robi wszystko o co moglibyście zapytać. Ładnie podkręca rzęsy u nasady, tym samym otwiera oko, sprawia, że wydaje się większe. Znacznie, intensywnie pogrubia rzęsy, tak jakby niwelując te przykre szpary między jednym włoskiem a drugim i sprawiając, że wydaje się być ich więcej niż naprawdę jest oraz przedłuża je, tak jakby nadbudowując produktem włos, tam gdzie on się kończy. Jeśli nałożymy dwie, trzy, cztery warstwy, rzęsy nie będą posklejane, nadal są pięknie rozdzielone, nie mam też wrażenia suchości, nie kruszą się, nie osypują na policzki i pod powieki.
bez tuszu
bez tuszu
1 warstwa They're Real!
1 warstwa They're Real!


2 warstwy They're Real!
2 warstwy They're Real!
3 warstwy They're Real!
3 warstwy They're Real!
I mimo tego, że z trzecią warstwa zaczynają wyglądać jak sztuczne, to tak...nadal są prawdziwe!
Tusz They're Real! kosztuje około 95 złotych za 8,5 mililitra.
Znacie ten produkt? A może wolicie inne tusze tej marki (na przykład kultowy Bad Gal)?
Podzielcie się!
Back to Top Najlepsze Blogi