Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pigmenty MAC. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pigmenty MAC. Pokaż wszystkie posty
3

MAC - pigment Marine Ultra

Wiem, wiem - kolekcja Wonder Woman od MACa to już historia (marzec 2011), ale ja dopiero dorwałam w swoje łapki pigment Marine Ultra (za - uwaga - złotych polskich 20 i to oryginalny!). Poza tym można go dostać w salonach PRO, więc gdyby jednak komuś tak bardzo podpasował jak mnie, to zawsze może jechać do Berlina lub Londynu;) albo też, jak ja, polować na aukcjach.
Marine Ultra to matowy chaber, który potem lekko ciemnieje, stając się głębokim, lekko przydymionym błękitem z domieszką granatu.

A tak się to morskie cudo prezentuje na swatchach:
MAC, Marine Ultra (światło lampy)
MAC, Marine Ultra (cień)
Wiem, że nie jest to odcień z gamy podstawowych w kosmetyczce, ale.... ja się w nim już dawno zakochałam i teraz spełniłam swoje marzenie o posiadaniu go. Na pewno przyda się do tworzenia marynistycznych makijaży na lato.
A Wam jak się podoba? 
Podzielcie się!
22

MAC - Vera - Crushed Metallic Pigment - Aloha (plus makijaż)

MAC, Crushed Metallic Pigment - Aloha
MAC, Crushed Metallic Pigment - Aloha
Aloha (155 złotych za 12 gram) to komplet czterech pigmentów do powiek, wchodzący w skład kolekcji limitowanej kolekcji Vera marki MAC na marzec/kwiecień 2012. Jest to produkt limitowany, co oznacza, że będzie dostępny tylko w czasie promowania kolekcji, po czym zniknie ze sklepowych półek.
Produkt opakowany jest w cztery pudełeczka, które złożyć można w jedno, co czyni je bardzo poręcznymi w czasie podróży.
W skład czwórki Aloha wchodzi:
Aloha - zimny, przybrudzony brąz z różowymi i srebrnymi refleksami, metaliczne wykończenie:
Shifting Sands - różowy beż (fajnie sprawdza się jako rozświetlacz do twarzy), metaliczne wykończenie:
Campfire - wibrująca miedź ze złotym połyskiem, metaliczne wykończenie:
Lantern Light - żółto brzoskwiniowe złoto:
Crushed Metallic to specyficzny produkt, który wymaga nieco więcej pracy i cierpliwości do uzyskania absolutnie zniewalającego efektu. Pigmenty te charakteryzują się prawdziwie metalicznym wykończeniem, które niesamowicie cudownie odbija chwyta i odbija światło.
Formuła jest sypka i kremowo gęsta, ma tendencje do zbrylania się w większe kuleczki w opakowaniu. Najlepszym moim zdaniem sposobem użytkowania jest rozgniatanie ich pędzlem na wieczku opakowania, po czym aplikowanie wypracowanego już proszku na powiekę. Przy czym świetny efekt uzyskujemy wklepując pigment delikatnie w powiekę. Dobrze jest też przygotować powiekę nakładając na nią bazę/cień w kremie/korektor/podkład, tak, żeby pigment miał się po prostu do czego przykleić. Jego nakładanie nie jest bardzo skomplikowane, po prostu różni się nieco od nakładania innych pigmentów. Jeśli jednak włożymy w to trochę więcej wysiłku, to efekt jest naprawdę powalający.
Przy aplikacji produkt osypuje się w takim samym stopniu w jakim osypują się wszystkie sypkie cienie do powiek. ie powodują żadnej szkody, której nie byłaby możliwa do naprawy puchatym pędzlem, czy szybką poprawką płynem do demakijażu.
Ich niezaprzeczalnym plusem jest niesamowicie dobra pigmentacja. Kolor jest widoczny na powiece od razu.
MAC, Crushed Metallic Pigment - Aloha (w świetle lampy)
MAC, Crushed Metallic Pigment - Aloha (w cieniu)
Dobrze się blendują i ładnie łączą z innymi produktami, nie miałam też żadnych problemów z cieniowaniem.
Mimo swojej kremowej formuły pigmenty, są trwałe i wytrzymują na powiekach cały dzień, nie rolują się, nie zbierają się w załamaniu powieki i nie blakną.
Co myślicie o pigmentach o takiej formule? A może wolicie "zwykłe", prasowane cienie?
Podzielcie się!
9

MAC - Daphne Guinness for MAC - pigment Circa Plum

Pigment Circa Plum był moim "dziewiczym" zakupem w MACu i muszę przyznać, że sprawił, że zostałam z tą marką na dłużej. Teraz wraca w kolekcji Daphne Guinness i gdyby nie to, że mam praktycznie cały słoiczek o jeszcze starej (7,5 grama) pojemności, to skusiłabym się na niego ponownie. Kolor ten jest połączeniem śliwki, różu i burgundu, a wszystko to ma jeszcze dodatkowy, lodowy połysk! Kojarzyć się też może z zakurzoną lawendą, ale tak określałabym raczej Lovely Lily tej samej marki:)
Circa Plum pojawia się w ofercie marki MAC bodajże po raz trzeci - najpierw dostępna była w kolekcji Colour Forms z roku 2008, potem pojawiła się w szeroko dostępnej A Rose Romance z 2009, a teraz powraca triumfalnie z kolekcją Daphne Guinness.

Jeśli macie możliwość, wypróbujcie ten odcień przed zakupem, bo żądne zdjęcie nie odda jego piękna. To kolor idealny na cały rok - w delikatnych wiosennych makijażach, letnich, oddających w kolorystyce schyłek tej pory roku, jesiennych, gdzie barwy lawendy i wrzosu dominują oraz zimowych, gdy oko skrywa się za zmrożonymi barwami, jakby na pędzel razem z cieniem nabrano szronu.
MAC, Circa Plum w cieniu
MAC, Circa Plum z lampą błyskową
Będę Was gorąco namawiać do zapoznania się z tym pigmentem, bo myślę, że sprawdzi się w wielu propozycjach nie tylko w nadchodzącym sezonie, ale i przez cały czas, bo Circa Plum to kolor w swojej odmienności bardzo klasyczny!
Co o nim myślicie?
Podzielcie się!
9

MAC - Venomous Villains



W tym miesiącu MAC w kolaboracji z Disneyem wypuścił długo oczekiwaną kolekcję Venomous Villains, dla której inspiracją były czarne charaktery z klasycznych bajek wytwórni Disneya. Muszę powiedzieć, że ja także z niecierpliwością wyglądałam tych kosmetyków, ale kiedy zobaczyłam pierwsze zdjęcia w sieci, nieco się do nich zniechęciłam. Głównie za sprawą opakowania, które wydaje się być po prostu tanie i nieco tandetne. Zrezygnowano z klasycznych matowych opakowań na rzecz błyszczących z fatalnymi rysunkami bohaterów. Wprawdzie produkt sam w sobie na tym nie ucierpiał, ale, wydając na szminkę 80zł, oczekuję czegoś więcej. Co prawda szkice na kartonikach są śliczne (dlaczego tych ilustracji nie umieszczono na plastikowych opakowaniach?), ale co z tego, skoro kartoniki i tak zazwyczaj trafiają do śmieci.
Sam jednak pomysł czarnych charakterów Disneya bardzo przypadł mi do gustu, muszę tylko jeszcze zaznaczyć, że byłam bardzo zawiedziona brakiem Ursuli (Mała Syrenka) w tej gromadzie. Chciałabym zobaczyć macową interpretację jej makijażu!


Pomadki (3g za 80zł):
Wszystkie trzy recenzowane przeze mnie pomadki cechują się wykończeniem aplified, co oznacza, że są bogate, kremowe oraz bardzo dobrze napigmentowane. Nakładanie produktu można zakończyć na jednej warstwie, to całkowicie wystarcza do oddania pełni koloru na ustach. Oceniam trwałość wszystkich trzech na mniej więcej 4 godziny (włączając w to jedzenie i picie). Oczywiście, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że kolor nie wygląda tak samo zaraz po nałożeniu oraz po tych 4 godzinach, traci swój połysk i nieco się wyciera, ale poza tym trzyma się dzielnie. Wszystkie mają oryginalny waniliowy zapach macowych pomadek. Przyznam tylko jedną ocenę dla wszystkich trzech odcieni, gdyż nie znajduję między ich jakością większych różnic.

Heartless - wchodzi w skład kolekcji Cruella de Vill i moim zdaniem jest esencją jej szatańskiego stylu! To po prostu czerwień, nie znajduję w niej jakichś większych wahań w stronę zimnej czy ciepłej tonacji, z tego też powodu moim zdaniem będzie pasowała każdemu. Pięknie się nakłada, daje równy kolor za pierwszym pociągnięciem, ma lekki połysk. Radzę jednak używać jej w duecie z konturówką, gdyż ma tendencję do przemieszczania się poza linię ust, co zapewne wnika z jej mocno kremowej konsystencji.








 

Dark Deed - wchodzi w skład kolekcji Maleficent. To krwisty burgund na bardzo ciemnej bazie z lekko brązowo-fioletowym połyskiem. Kolor jest zwalający z nóg, przywodzi mi na myśl nieme kino, jest niesamowicie intensywny i bogaty, nie "wędruje" tak jak Heartless, ale ma tendencję do obnażania wszelkich niedoskonałości naskórka (to ogólnie cecha bardzo ciemnych kolorów), tak że przed aplikacją polecam wykonać pilling!









Violetta - wchodzi w skład kolekcji Maleficent, tu jednak w swoim oryginalnym opakowaniu, jest to produkt z linii permanentnej produktów PRO, który posiadam już od jakiegoś czasu. Jest to wyrazisty fiolet z wyraźnym połyskiem zimnej fuksji i delikatnym muśnięciem niebieskości. W moim mniemaniu nie wymaga ani pilingu ani konturówki, nie zauważyłam rozmazywania się ani żadnych innych niespodzianek. To jest bardzo oryginalny kolor i, jeśli miałabym polecić jeden z tych trzech, to bez wahania wskazałabym właśnie Violettę.
Oceny:
Pierwsze wrażenie: 3/5
Jakość: 20/20
Opakowanie: 5/10
Cena: 7/10

Średnia 5+ /6

Róż:

Bite of an apple (6g za 93zł) - wchodzi w skład kolekcji Evil Queen. To koralowa czerwień o matowym wykończeniu. Róż jest niesamowicie napigmentowany, ale mimo całej mocy swojego koloru nadal z łatwością się rozciera i nadbudowuje, nie tworząc placków, kolor jest łatwy w kontrolowaniu i bardzo długo utrzymuje się na skórze. Ze względu jednak na jego bardzo jasny kolor nie polecam go jako koloru modelującego. 
Oceny:
Pierwsze wrażenie: 4/5
Jakość: 20/20
Opakowanie: 5/10
Cena: 7/10

Średnia 5+ /6

Pigmenty (4,5g za 90zł):

Oba pigmenty które posiadam są repromowane z kolekcji Makeup Art Cosmetics i dlatego mam je w starych opakowaniach, oba wchodzą w skład kolekcji Dr Facilier.

Brash & Bold - to bardzo odważna fuksja o czerwonej bazie z delikatnym satynowym połyskiem, nakłada się gładko i tak samo rozciera.
Push the Edge - to głęboki fiolet z połyskującymi drobinami o niebieskiej bazie, nigdy jeszcze nie widziałam tak bogatego i wyrazistego koloru, rozprowadza się genialnie i zobaczymy na powiece dokładnie to samo co w opakowaniu.
Swatche pigmentów od prawej: Push the Edge na mokro, na sucho oraz Brash & Bold na mokro, na sucho.

Oceny:
Pierwsze wrażenie: 4/5
Jakość: 20/20
Opakowanie:7/10
Cena: 6/10

Średnia 5+ /6
Cień:

Carbon - to cień wchodzący w skład kolekcji Cruella De Vil. Ja jednak posiadam go od dawna, gdyż wchodzi również w skład permanentnych produktów MAC. Jest to matowa klasyczna czerń, idealna do wykonania smokey.
Oceny:
Pierwsze wrażenie: 5/5
Jakość: 19/20
Opakowanie: 10/10
Cena: 6/10

Średnia 5+ /6
Back to Top Najlepsze Blogi