Ponad miesiąc temu prezentowałam Wam nowość na polskim rynku - świece do masażu oparte tylko na naturalnych składnikach od Orli. Po kilku tygodniach testów - które, skądinąd, były bardzo miłymi, podzielę sie swoimi wrażeniami na temat świec Orli.
Na początku muszę zaznaczyć, iż nie miałam produktów pełnowymiarowych (106 lub 226 gram), tylko testery, więc nie będę opisywała opakowania. Jednak, kierując się wrażeniami tylko na temat testerów, jestem przekonana (i mogę się założyć, że się w tym wypadku nie mylę), że świece pełnowymiarowe opakowane są w pudełka dobrej jakości, z których korzystanie nie sprawi najmniejszych trudności (materiał, z którego były wykonane testery, nie nagrzewał się zbyt mocno i nie parzył rąk, jak czasami bywa w przypadku świec w aluminiowych opakowaniach).
Ale do rzeczy - świece!
Testowałam 4 wersje zapachowe:
- sensual
Pachnie on mocno odprężająco - czuje w nim neroli i bergamotkę oraz trochę cytryny. To zapach letni, doskonały na poprawę humoru do męczącym dniu pracy.
- frangipani
Bardzo egzotyczny, kwiatowy zapach - kojarzy się z wakacjami na plaży, greckimi wyspami i słońcem! Pachnie dokładnie jak jeden z moich ulubieńców do kąpieli (jeśli chodzi o zapach) - mleczko do kąpieli SPA Wisdom Polynesia od The Body Shop.
- relax
Relaksujące połączenie sandałowca i lawendy (za którą nie przepadam, ale tu jest mało inwazyjna). Dla mnie to doskonała propozycja na masaż przed snem.
- scottish honey blossom
Mój zdecydowany faworyt! Nie mogłoby być zresztą inaczej, gdyż zapach ten kojarzy mi się z dzieciństwem, wakacjami an wsi, łąkami pełnymi kwiatów, bzem i kwitnąca lipą. To zapach bardzo, bardzo odprężający i relaksujący, poprawiający nastrój na cały dzień! Jest słodki, ale z wyczuwalnymi akordami liści.
Co do używania produktu - jest ono bardzo proste. Najpierw zapalamy knot:
A potem czekamy już tylko aż rozpuści się pożądana przez nas ilość wosku, zyskując taką oto konsystencję:
Jak widzicie, jest to typowy olejek, choć jego gęstość jest większa niż wszystkich, które stosowałam do tej pory. Sprawia to, że mała jego ilość pozwala dobrze nawilżyć ciało, nasmarować je lub po prostu wymasować. Nie znam pojemności samplerów, ale jeden wystarczał na 2-3 porządne (bez żałowania swojemu ciału czegokolwiek) użycia.
Po użyciu świec Orli moja skóra była bardzo dobrze nawilżona, miękka i zrelaksowana, zaś zapach olejków utrzymywał się na ciele do następnego prysznica (a i po nim skóra jeszcze lekko oddawała zapachy świec - szczególnie Scottish Honey Blossom).
Jestem tym produktem zachwycona i myślę, że jedynym minusem może być mała dostępność go na rynku. Świece Orli możemy kupić w sklepie wyłącznego ich dystrybutora w naszym kraju - Papai.
Komu bym poleciał świece do masażu Orli? Wszystkim! Nie jest to jakaś niezdrowa ekscytacja, bowiem myślę, ze każda/każdy z nas lubi piękne zapachy i relaks w SPA, a te świece małym kosztem sprawiają, że w swoim domu poczujemy się jak w gabinecie masażu lub na egzotycznej wyprawie.
Tak wiec, jeśli lubicie piękne zapachy i domowe SPA, to świece Orli są dla Was doskonałym rozwiązaniem (warto o tym pomyśleć przed wizytą Mikołaja;)).
Znacie je? A może stosowałyście świece do masażu innych marek?
Podzielcie się!
7 komentarze:
łoł, super chetnie bym tego spróbowała! obserwujemy?
Ciekawe. Naprawdę się nie poparzyłaś?
Czyli generalnie wcieramy w ciało ten rozpuszczony olejek/wosk?
Ciekawe nie powiem =]
Nie słyszałam jeszcze o czymś takim... Czego to ludzie nie wymyślą ;) Ale oczywiście czuję się zaciekawiona.
ciekawy produkt :) ja pewnie bym sie poparzyla probujac ich uzyc ;)
Masz takie?
pierwsze widze. ale bardzo ciekawe :)
Prześlij komentarz