9

MAC - Venomous Villains



W tym miesiącu MAC w kolaboracji z Disneyem wypuścił długo oczekiwaną kolekcję Venomous Villains, dla której inspiracją były czarne charaktery z klasycznych bajek wytwórni Disneya. Muszę powiedzieć, że ja także z niecierpliwością wyglądałam tych kosmetyków, ale kiedy zobaczyłam pierwsze zdjęcia w sieci, nieco się do nich zniechęciłam. Głównie za sprawą opakowania, które wydaje się być po prostu tanie i nieco tandetne. Zrezygnowano z klasycznych matowych opakowań na rzecz błyszczących z fatalnymi rysunkami bohaterów. Wprawdzie produkt sam w sobie na tym nie ucierpiał, ale, wydając na szminkę 80zł, oczekuję czegoś więcej. Co prawda szkice na kartonikach są śliczne (dlaczego tych ilustracji nie umieszczono na plastikowych opakowaniach?), ale co z tego, skoro kartoniki i tak zazwyczaj trafiają do śmieci.
Sam jednak pomysł czarnych charakterów Disneya bardzo przypadł mi do gustu, muszę tylko jeszcze zaznaczyć, że byłam bardzo zawiedziona brakiem Ursuli (Mała Syrenka) w tej gromadzie. Chciałabym zobaczyć macową interpretację jej makijażu!


Pomadki (3g za 80zł):
Wszystkie trzy recenzowane przeze mnie pomadki cechują się wykończeniem aplified, co oznacza, że są bogate, kremowe oraz bardzo dobrze napigmentowane. Nakładanie produktu można zakończyć na jednej warstwie, to całkowicie wystarcza do oddania pełni koloru na ustach. Oceniam trwałość wszystkich trzech na mniej więcej 4 godziny (włączając w to jedzenie i picie). Oczywiście, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że kolor nie wygląda tak samo zaraz po nałożeniu oraz po tych 4 godzinach, traci swój połysk i nieco się wyciera, ale poza tym trzyma się dzielnie. Wszystkie mają oryginalny waniliowy zapach macowych pomadek. Przyznam tylko jedną ocenę dla wszystkich trzech odcieni, gdyż nie znajduję między ich jakością większych różnic.

Heartless - wchodzi w skład kolekcji Cruella de Vill i moim zdaniem jest esencją jej szatańskiego stylu! To po prostu czerwień, nie znajduję w niej jakichś większych wahań w stronę zimnej czy ciepłej tonacji, z tego też powodu moim zdaniem będzie pasowała każdemu. Pięknie się nakłada, daje równy kolor za pierwszym pociągnięciem, ma lekki połysk. Radzę jednak używać jej w duecie z konturówką, gdyż ma tendencję do przemieszczania się poza linię ust, co zapewne wnika z jej mocno kremowej konsystencji.








 

Dark Deed - wchodzi w skład kolekcji Maleficent. To krwisty burgund na bardzo ciemnej bazie z lekko brązowo-fioletowym połyskiem. Kolor jest zwalający z nóg, przywodzi mi na myśl nieme kino, jest niesamowicie intensywny i bogaty, nie "wędruje" tak jak Heartless, ale ma tendencję do obnażania wszelkich niedoskonałości naskórka (to ogólnie cecha bardzo ciemnych kolorów), tak że przed aplikacją polecam wykonać pilling!









Violetta - wchodzi w skład kolekcji Maleficent, tu jednak w swoim oryginalnym opakowaniu, jest to produkt z linii permanentnej produktów PRO, który posiadam już od jakiegoś czasu. Jest to wyrazisty fiolet z wyraźnym połyskiem zimnej fuksji i delikatnym muśnięciem niebieskości. W moim mniemaniu nie wymaga ani pilingu ani konturówki, nie zauważyłam rozmazywania się ani żadnych innych niespodzianek. To jest bardzo oryginalny kolor i, jeśli miałabym polecić jeden z tych trzech, to bez wahania wskazałabym właśnie Violettę.
Oceny:
Pierwsze wrażenie: 3/5
Jakość: 20/20
Opakowanie: 5/10
Cena: 7/10

Średnia 5+ /6

Róż:

Bite of an apple (6g za 93zł) - wchodzi w skład kolekcji Evil Queen. To koralowa czerwień o matowym wykończeniu. Róż jest niesamowicie napigmentowany, ale mimo całej mocy swojego koloru nadal z łatwością się rozciera i nadbudowuje, nie tworząc placków, kolor jest łatwy w kontrolowaniu i bardzo długo utrzymuje się na skórze. Ze względu jednak na jego bardzo jasny kolor nie polecam go jako koloru modelującego. 
Oceny:
Pierwsze wrażenie: 4/5
Jakość: 20/20
Opakowanie: 5/10
Cena: 7/10

Średnia 5+ /6

Pigmenty (4,5g za 90zł):

Oba pigmenty które posiadam są repromowane z kolekcji Makeup Art Cosmetics i dlatego mam je w starych opakowaniach, oba wchodzą w skład kolekcji Dr Facilier.

Brash & Bold - to bardzo odważna fuksja o czerwonej bazie z delikatnym satynowym połyskiem, nakłada się gładko i tak samo rozciera.
Push the Edge - to głęboki fiolet z połyskującymi drobinami o niebieskiej bazie, nigdy jeszcze nie widziałam tak bogatego i wyrazistego koloru, rozprowadza się genialnie i zobaczymy na powiece dokładnie to samo co w opakowaniu.
Swatche pigmentów od prawej: Push the Edge na mokro, na sucho oraz Brash & Bold na mokro, na sucho.

Oceny:
Pierwsze wrażenie: 4/5
Jakość: 20/20
Opakowanie:7/10
Cena: 6/10

Średnia 5+ /6
Cień:

Carbon - to cień wchodzący w skład kolekcji Cruella De Vil. Ja jednak posiadam go od dawna, gdyż wchodzi również w skład permanentnych produktów MAC. Jest to matowa klasyczna czerń, idealna do wykonania smokey.
Oceny:
Pierwsze wrażenie: 5/5
Jakość: 19/20
Opakowanie: 10/10
Cena: 6/10

Średnia 5+ /6

9 komentarze:

cammie pisze...

Ciekawe, czy ta kolekcja chwyci, do mnie jakoś nie przemawia. Choć Violetta śliczna :)

barwy.wojenne pisze...

Przeglądając zagraniczne blogi byłam pewna, że chwyci, Polskie już nie tak bardzo. Wydaje mi się, że głównym problemem jest cena kosmetyków MAC w Polsce oraz ich dostępność (mamy tutaj jeśli się nie mylę tylko cztery butiki).

MizzVintage pisze...

opakowania faktycznie rozczarowują, powiewa tandetą, do mnie jakoś nic nie przemówiło z tej kolekcji:/

Hexxana pisze...

Przyznam sie,ze nie jestem wielbicielka Mac'a-swjego czasu testowalam duza ilosc ich kosmetykow i malo co mnie przekonalo by przy nich zostac;)
Slabosc mam do maskary Zoom Lash-szczegolnie limitowanych kolorow,ktore byly dostepne,linery za boskie kolory,niektore pigmenty i..to tyle;)
Swietne maja na pewno pomadki choc na cale szczescie nie sa w moim kregu zainteresowan bo takowych nie lubie uzywac,stawiam na blyszczyki:-)

barwy.wojenne pisze...

Ja z kolei właśnie ich maskary i eyelinerów nie lubię. Są jakieś takie dla mnie zbyt gumowate w konsystencji. Natomiast szminki i błyszczyki właśnie - to już jest dla mnie bardzo duża pokusa.

kasiaj85 pisze...

O to ja jestem jedyne która się będzie zachwycać :D

MAC'a kocham miłością wielką i odwzajemnioną :)
Zawsze lubiłam kosmetyki ale albo czegoś mi w nich brakowało, albo stosunek jakości do ceny był nieproporcjonalny, albo Bóg wie co jeszcze...
Odkąd wpadłam w MACa - nie umiem sobie go wyperswadować :) uwielbiam za jakość cieni, szeroką gamę i super konsystencję pomadek i błyszczyków, trwałość róży i linerów (jedyne jak dotąd które mi się nie odbijają kserem na powiece)no i za limitowanki... mogłabym tak w nieskończoność, ale powiem tylko - barwy.wojenne - super profesjonalne recenzje :) widzę że pomadki wybrałyśmy te same :D podobają mi się te efekty :)
p.s. te opakowania nie są takie tragiczne :) do mnie przemawiają, ale ostatecznie to nie dla nich kupiłam chyba z pół kolekcji ;) hehe

gusia2205 pisze...

Swatche Brash & Bold wyglądają prześlicznie :O Ale chyba tylko to przypadło mi do gustu :(
A co do opakować to zgadzam się z Mizz - nie powalają ;/

Estella (Magda) pisze...

Uwielbiam MACa, ale z tej kolekcji nic nie mam. Nie powaliło mnie ;)
Spróbuj innych róży tej firmy - ja jestem od nich uzależniona ;)

Przyznałam Ci Sunshine Award! :)

http://polishmakeupbag.blogspot.com/2010/10/tag-sunshine-award.html

barwy.wojenne pisze...

Kasiaj - cieszę, że chociaż jednej osobie przypadły do gustu ;)
Estella - dziękuję! Jestem już posiadaczką kilku róży MACa, bardzo je sobie cenię, głównie za pigmentację

Back to Top Najlepsze Blogi