Ponieważ do niedawna byłam całkiem blada, a od niedawna całkiem opalona, i ostatecznie znów zrobiłam się raczej blada, a do tego wszystkiego pracuję w klimatyzacji non stop, zaczęłam zauważać na swojej skórze rzeczy, których jeszcze kilka lat temu nie zauważałam. Są to ciekawostki takie jak malutkie przebarwienia, popękane naczynka to tu, to tam, chropowate skórki na nosie i ogólnie poszarzała, zmęczona cera. Uroki mieszkania w mieście (swoją drogą widziałyście kiedyś mężczyzn, którzy uskarżają się między sobą na "zmęczoną i szarą cerę"? Przecież też pracują w klimatyzacji, palą papierosy, albo znajdują się wśród palaczy. Z czego oni mają skórę? Z betonu?). Tak więc jest to ciekawe pole eksperymentalne dla Flavo-C Serum marki Auriga.
Jest to produkt, którego zadaniem jest zapobieganie powstawaniu zmarszczek, spłycanie już istniejących i rozświetlenie, ożywienie skóry! A sprawić t ma moja ukochana witaminka C oraz wyciąg z Ginko Biloba.
Produkt do gustu przypadł mi od pierwszego spojrzenia. Ostatnio mam wielką słabość do zakraplaczy, a to opakowanie wygląda medycznie, schludnie i profesjonalnie.
Produkt do gustu przypadł mi od pierwszego spojrzenia. Ostatnio mam wielką słabość do zakraplaczy, a to opakowanie wygląda medycznie, schludnie i profesjonalnie.
Sam produkt ma konsystencję lekkiego, szybko wchłaniającego się olejku o średnio przyjemnym zapachu, kojarzącym mi się z lekami z dzieciństwa. Olejek może jest i lekki, ale z całą pewnością nie przeszkadza mu to w byciu wydajnym, trzy krople spokojnie wystarczają mi na całą buzię. Dosyć o szczegółach technicznych, pora przyjrzeć się działaniu.
Używam go już oh-naprawdę-długo, codziennie rano i wieczorem pod regularny krem nawilżający. Co serum zrobiło dla mnie dobrego? Od razu powiem, że prawie wszystko czego chciałam. Po pierwsze autentycznie spłyciło, lub pozbyło się całkowicie moich drobnych zmarszczek, w szczególności tych natrętnie pogłębiających się bruzd na czole i wokół ust (nie przestane się przecież uśmiechać tylko dlatego, że mogą zrobić mi się zmarszczki!), co było dla mnie szokiem, bo myślałam, że od ich pojawienia się to już tylko równia pochyła do gigantycznych kraterów na twarzy. Po drugie mniejsze przebarwienia zniknęły bezpowrotnie, a większe wyraźnie zbladły, dzięki czemu moja skóra wydaje się być o równym, zdrowym kolorycie. Także moje naczynka są mniej widoczne. Ale przede wszystkim, to na czym zależało mi najbardziej, moja skóra nie wygląda już na zmęczoną, szarą i, no cóż...chorą. Autentycznie odzyskała naturalny blask, ładnie łapie i odbija światło, nie sprawia wrażenia chropowatej, nabrała bardziej morelowego niż szarego odcienia. Wygląda na zdrową i pełną życia. Nie jest to być może efekt tak spektakularny jak przy użyciu kremów rozświetlających z różowymi czy brzoskwiniowymi pigmentami, jednak jest obiecujący, naturalny i zauważalny.
Używam go już oh-naprawdę-długo, codziennie rano i wieczorem pod regularny krem nawilżający. Co serum zrobiło dla mnie dobrego? Od razu powiem, że prawie wszystko czego chciałam. Po pierwsze autentycznie spłyciło, lub pozbyło się całkowicie moich drobnych zmarszczek, w szczególności tych natrętnie pogłębiających się bruzd na czole i wokół ust (nie przestane się przecież uśmiechać tylko dlatego, że mogą zrobić mi się zmarszczki!), co było dla mnie szokiem, bo myślałam, że od ich pojawienia się to już tylko równia pochyła do gigantycznych kraterów na twarzy. Po drugie mniejsze przebarwienia zniknęły bezpowrotnie, a większe wyraźnie zbladły, dzięki czemu moja skóra wydaje się być o równym, zdrowym kolorycie. Także moje naczynka są mniej widoczne. Ale przede wszystkim, to na czym zależało mi najbardziej, moja skóra nie wygląda już na zmęczoną, szarą i, no cóż...chorą. Autentycznie odzyskała naturalny blask, ładnie łapie i odbija światło, nie sprawia wrażenia chropowatej, nabrała bardziej morelowego niż szarego odcienia. Wygląda na zdrową i pełną życia. Nie jest to być może efekt tak spektakularny jak przy użyciu kremów rozświetlających z różowymi czy brzoskwiniowymi pigmentami, jednak jest obiecujący, naturalny i zauważalny.
Jedyne, czego produkt dla mnie nie zrobił to nie nawilżył, użycie po nim kremu jest OBOWIĄZKOWE, w innym przypadku możecie skończyć z przesuszeniami na buzi.
Moim jednak zdaniem, producent całkowicie wywiązał się ze swoich obietnic, więc jeśli szukacie dobrej kuracji z witaminą C, to Flavo-C Serum może być stworzone dla was!
Używałyście już produktów tej marki? Co myślicie o kosmetykach z witaminą C?
Podzielcie się!
Używałyście już produktów tej marki? Co myślicie o kosmetykach z witaminą C?
Podzielcie się!
11 komentarze:
mam to serum i też zbliżam się do recenzji :), również jestem b.zadowolona :)
również mam to serum i także zamierzam je niedługo zrecenzować :) i powiem tylko tyle, żeby nie gadać za dużo, że na pewno zagości w mojej kosmetyczce na stałe. :))
brzmi zachęcająco :)
Kusisz, kusisz :D
Już wiele dobrego słyszałam o tym serum i chyba rzeczywiście je kupię, jak odłożę trochę kasy. Mam parę pękniętych naczynek, ale najgorzej, że cera jest taka zmęczona :(
Lubie raz na jakiś czas sięgnąć po serum :) Szybko uzyskuje sie pożądane efekty ;) A tego nie miałam przyjemności jeszcze używać ;D Gdzie mogę je kupić?
ciekawy opis :)
Ja od jakiegoś czasu używam serum na przebarwienia Caudalie (winne polifenole) i jestem bardzo zadowolona.
kusząco : ) !
dodaję do obserwowanych : )
świetne serum . ; DD
miałam to serum. zużyłam chyba 6 buteleczek :) Jest świetne, ale warto szukać go podczas promocji w superfarm bo jest dosyć drogie. Tańszą i równie dobrą alternatywą jest serum z witaminą C z Bichemi Urody! Polecam :)
Ja też go używałam, ale jakoś mnie nie zachwycił zmieniłam na ten:
http://www.newsoul.pl/pl/p/BIO-SERUM-SKIN-ARCHI-TEC%2C-L-WITAMINA-C-15/148
i jestem bardzo zadowolona, pewnie to kwestia skóry, bo oba są z vit-C, a dla mnie lepszy jest ten od dermopharma
Prześlij komentarz