Ostatnio dostałam paczkę z produktami LUSHa, o której zresztą pisałam. Jednak to było tylko typowe, haulowe "zobaczcie co mam", bez szczegółów i wrażeń z używania. Teraz na nie właśnie czas.
Ta notka traktować będzie o dwóch kulach do kąpieli z edycji walentynkowej. Ale nie jest tak źle - na stronie jeszcze można je złapać! I tak mamy tu Żabiego Księcia i EX Factora (może ten Ex to o byłym?). Ale dość o dostępności, przyszedł czas na wrażenia.
Pierwszego przetestowałam Księcia i tu... niespodzianka. I to pozytywna. Zapach, który wydawał mi się zbyt delikatny i kwiatowy, w kąpieli zamienił się w uroczą mieszankę kwiatów i zapachu wiosny. Poza tym żabie usteczka, zrobione z masła shea, nie rozpuszczały się dość długo, wprawiając mnie w lekka konsternację i przywodząc na myśl początek The Rocky Horror Picture Show (a że film lubię, to i usta w końcu polubiłam). Kolor jaki żaba nadaje wodzie to... jadowita zieleń, bez żadnych subtelnosci można ją przyrównac do skóry Shreka. Czyli już następny plus, bo uwielbiam kolorową wodę i niebanalnej barwie. A na koniec - niespodzianka. Z Żabiego Księcia wynurzył się Soran;) A nawet Pince Soran. Nie, nie był to żywy człowiek, by uprzedzić pytania o magiczność LUSHa. To była po prostu karteczka z imieniem i zabawną podobizną człowieka, który zrobił Froga.
Co ważne zapach utrzymywał się długo zarówno w powietrzu, jak i potem na skórze. W łaxzience czułam go jeszcze około 3 godzin po kąpieli, a na skórze wyczuwalny był do następnego dnia.
A teraz czas na... lekkie rozczarowanie, czyli Czynnik X (którego jak dla mnie zabrakło).
Od razu bez owijania napiszę, że się zawiodłam. Zapach wprost wymarzony gdy wącha się bombę, po kontakcie z wodą praktycznie znika. I to nie po godzinie, jak mogłoby się wydawać, znając produkty LUSHa, ale po 15 (sic!) minutach. Dla mnie to karygodne, niedopuszczalne i w ogóle be, fe i fuj! Ale jednak pozytywy tez były. A mianowicie woda - lazur!!!! Taki letni, śródziemnomorski lazur! Aż chciałam w wannie zanurkować;), bo może i jakąś rybkę bym spotkała. A zapach początkowo waniliowy, przemieniał się w coraz delikatniejsze i trudne do wyczucia ciasteczko. Piżmo tez gdzieś uleciało.
Ale, mimo takich wrażeń, nie żałuje zakupu. Po prostu tak lubię LUSHa, ze chcę przetestować wszystko. A jako że wyszła kolekcja wielkanocna, czekam na paczkę;) Tak więc.... szykujcie się na osiołki (skąd w Wielką Noc osioł?), kurczaki i jajka;)
2 komentarze:
Co do osiołka, to przecież na nim wjechał Jezus, no nie? :P
A żaba po prostu cudowna :)
Naprawdę super pomysły mają na te kosmetyki. Pomysły te zapewne stanowią część powodów dla których się je nabywa ;)
Prześlij komentarz