11

MAC - Mineralize Eyeshadow - nowości w ofercie (plus swatche)

Cienie MAC to już niemal kosmetyczna legenda - na pewno warto je poznać i wyrobić sobie własne zdanie na ich temat. Ja najbardziej z całej gamy produktów do oczu polubiłam w MACu pigmenty i cienie mineralne. I to właśnie o tych drugich dzisiaj będzie kilka słów.
W lutym do salonów w Polsce trafiło 10 nowych odcieni cieni mineralnych - 5 podwójnych oraz 5 pojedynczych, brokatowych. Tych pierwszych próbowałam - lubię je, nie mam nic do zarzucenia, ale... to nie są moje ukochane brokatowe cienie mono! Od listopada 2009 roku jestem nimi nieustająco zauroczona - aż do niedawna bolałam nad tym, że były to kolory limitowane, dostępne jedynie z limitowaną edycją Style Black. A teraz... teraz przynajmniej przez rok będę mogła uzupełniać zapasy, bo przez ten okres na pewno znajdziecie poniższe odcienie (zarówno podwójne, jak i pojedyncze) w salonach MAC!
Każdy z cieni kosztuje 90 złotych - dużo, ale ja swoje minerałki mam już dwa i pół roku i jeszcze zostało ich dużo w opakowaniach - a uwierzcie mi, był czas, że Young Punk i Blue Flame codziennie były podstawa mojego makijażu:D
MAC, Fresh Mint
MAC, Joy & Laughter
MAC, Love Connection
MAC, Sweet & Sour
MAC, Water & Ice
MAC, Blue Flame
MAC, Cinderfella
MAC, Gilt by Association
MAC, Smutty Green
MAC, Young Punk
Na koniec, by łatwiej było Was pokusić - zdjęcia i swatche cieni mineralnych pojedynczych:
MAC, od lewej: Blue Flame, Cinderfella, Young Punk
MAC, Blue Flame
MAC, Blue Flame, z lewej na sucho, z prawej na mokro
MAC, Cinderfella
MAC, Cinderfella, z lewej na sucho, z prawej na mokro
MAC, Young Punk
MAC, Young Punk, z lewej na sucho, z prawej na mokro
Co myślicie o tej propozycji marki MAC? Czy jak ja jesteście srokami i spodobały się Wam brokatowe minerałki? A może stawiacie na bardziej stonowane barwy i wolicie cienie podwójne?
Podzielcie się!
23

Beauty Blender

Przyznam się od razu otwarcie i szczerze... Kiedy zaczęłam używać różowego jajka, nie byłam zachwycona, w zasadzie byłam nawet rozczarowana. Dlaczego?
Bo używałam go w bardzo kiepski sposób. Nie wiem dlaczego, ale wbiłam sobie do głowy, że jeśli coś ma być wilgotne, to generalnie wystarczy to spryskać wodą. Wcześniej nie oglądałam na temat tego produktu żadnych filmików instruktażowych. Więc po kilku niezbyt zadowalających próbach użytkowania stwierdziłam, że trochę pogrzebię w sieci. No i okazało się, że trzeba gąbeczkę po prostu włożyć do wody, albo porządnie ją zmoczyć pod bieżącym strumienie. Głupia ja! Jak już doświadczyłam tego, jak jajko zwiększa swoją objętość i staje się niewiarygodnie sprężyste, i dostrzegłam tego efekty na twarzy, moje nastawienie zmieniło się diametralnie!
Ale o tym za chwilkę.
Beauty Blender  (79 złotych) to jajkowata gąbka do makijażu, która ma nam zapewnić kryjący makijaż jakimkolwiek podkładem, ale o lekkim i niemal niewidocznym wykończeniu. Ma działać tak jak airbrush (technika rozpylania podkładu za pomocą specjalnego urządzenia). Makijaż ma być dosłownie jak mgiełka okalająca naszą twarz. Niewidoczny.
Gąbeczka jest bardzo miękka i sprężysta (i różowa, hurra!!!), nie ma typowych dla innych tego typu produktów "porów" i dziurek. Tak jak już wspomniałam, po zmoczeniu i wyciśnięciu zwiększa swoją objętość.
Używanie jej jest banalnie proste, wystarczy stemplować swoją twarz miejsce przy miejscu i chociaż brzmi to dosyć czasochłonnie, to wcale takie nie jest. Dzięki swojej wielkości i obłemu kształtowi Beauty Blender rozprowadza podkład naprawdę w oka mgnieniu. Myślę, że zajmuje mi to nawet mniej czasu niż nałożenie go palcami. I jajko robi to naprawdę dobrze, nakłada dokładnie taką ilość, jakiej potrzebujemy. U mnie to oznacza, że wygląda dobrze też na nosie. Bo nos to jest moja problematyczna strefa jeśli chodzi o podkład, zawsze nakładam go tam za dużo albo za mało, a ponieważ mam jeszcze do tego rozszerzone pory po dwóch, trzech godzinach od nałożenia makijażu wyglądam już jak truskawka. W pewnym momencie się poddałam i przestałam w ogóle nakładać podkład na nos, a tylko omiatać go pudrem. Jajko rozwiązało ten problem, nie wiem w jaki sposób, ale rozwiązało. Podkład na nosie trzyma się dzielnie i wygląda tak dobrze jak na reszcie twarzy.
Makijaż faktycznie jest kryjący i nie trzeba w to wkładać wiele wysiłku, gąbka świetnie rozprowadza podkład, i bez względu na to jak bardzo ciężki i kryjący by był, naprawdę nadal pozostaje niemal niewidoczny.
Wypróbowałam jajko w połączeniu ze wszystkimi znanymi mi podkładami, płynnymi, żelowymi, w musie, w kremie, sztyftami i podkładami sypkimi. Myślę, że najlepiej współpracuje z tymi o płynnej, żelowej i musowatej konsystencji. Jeśli chodzi o sztyfty i gęste kremy, to są czasami zbyt suche, i ciężko jest je rozprowadzić gąbką za pomocą stemplowania, bo po prostu zbyt szybko zastygają na buzi nie chcąc się ładnie wyblendować. Z sypkimi produktami jakoś nie mogłam dojść do ładu, nie za bardzo podobał mi się efekt wciskania pudru w skórę, za bardzo jestem przyzwyczajona chyba do ruchem pędzla niemal w powietrzu.
Beauty blender świetnie dociera do mało dostępnych miejsc, albo takich, w których od razu widać gdzie się zaczyna nasza skóra a kończy podkład, czyli linia włosów, linia brwi, łuk kupidyna, żuchwa i skrzydełka nosa. Jeśli jednak chodzi o używanie cieńszej końcówki do nakładania korektora, to u mnie okazała się ona zbyt gruba do tego celu, nie byłam w stanie dotrzeć nią do kącika oka.
Gąbka pierze się bez zarzutu i bez żadnych komplikacji. Nie wiem jak szybko się niszczy, nie używam jej jeszcze tak długo żebym mogła to ocenić.
Generalnie jestem naprawdę pod jej wielkim wrażeniem, nigdy nie udało mi się uzyskać tak ładnego efektu nakładając podkład jakimkolwiek pędzlem (a wypróbowałam już niemal wszystko).
Jedynym minusem jest jej cena, to nie jest tani produkt, ale moim zdaniem wart wydania każdej złotówki.
Czy miałyście już z nim styczność? A może w ogóle nie macie zaufania do tych nowomodnych gadżetów?
Podzielcie się!
4

"Poranny" konkurs - przypomnienie

Jeszcze do północy macie szansę zgłosić się do "porannego" konkursu, w którym do wygrania są 3 podkłady Wake Me Up marki Rimmel (odcienie 103 True Ivory, 200 Soft Beige i 203 True Beige). Musicie tylko zostawić swoje zgłoszenie (wraz ze spełnieniem wszystkich warunków konkursowych) pod TYM linkiem!
Ogłoszenie wyników jutro:)
19

Być Kobietą, czyli kolejne hity z Biedronki!!!!

Po kilku poprzednich akcjach promocyjnych Biedronki skierowanych do nas, kobiet, stwierdziłam, że warto kupować ich kosmetyki:) Więc tym bardziej cieszy mnie fakt, iż znów od jutra (29.02.2012) bedziemy mogły przebierać w kosmetykach w niskich cenach, a o przyzwoitym działaniu.
Szkoda tylko, że nie będzie dostępnych kul do kąpieli, które pokochałam!
Wszystkie kosmetyki objęte promocją znajdziecie TUTAJ!
Lubicie biedronkowe akcje kosmetyczne? Macie swój hit?
Podzielcie się!
33

Inglot - pomadka do ust 281

Inglot 281
Pomadka 281 (21 złotych) wchodzi w skład pięciu nowych kolorów wypuszczonych na rynek przez Inglot. Zamknięta jest w klasycznym czarnym, metalowym opakowaniu, które osobiście uwielbiam i uważam za o wiele bardziej udane niż ich wcześniejsze, plastikowe wersje.
Inglot 281
281 - liliowo wrzosowy kolor, kremowe wykończenie
Mój chłopak stwierdził, kiedy nałożyłam ją na usta, że wyglądam jakbym się wysmarowała gumijagodami. Naprawdę podoba mi się ten efekt.
Inglot 281 w świetle lampy
Inglot 281 w cieniu
Szminka jest rewelacyjnie napigmentowana, ma kremową, ale solidną formułę, która nie wysusza ust, a wręcz trochę je nawilża. Nie zauważyłam, żeby podkreślała suche skórki albo załamania na ustach, co u mnie jest gigantycznym utrapieniem, bo naprawdę od jakiegoś czasu nie jestem w stanie doprowadzić moich ust do porządku.
Inglot 281 w świetle lampy
Inglot 281 w cieniu
Nałożona na usta zostawia ślady na wszystkim, ale bez większego ubytku dla koloru. Nie jestem w stanie ocenić, jak długo konkretnie utrzymuje się na ustach, jednak na pewno nie ma potrzeby poprawiania koloru co pięć minut. Formuła nie przemieszcza się też poza kontur ust.
Jedyne, co mi przeszkadza w tym produkcie, to fakt, że jest oznaczona numerem. Jeśli Inglot nie chce nadawać nazw swoim kolorom, rozumiem to, ale mógłby chociaż na odwrocie umieścić znacznik barwy, bo przy kilkunastu odcieniach w kosmetyczce naprawdę ciężko jest spamiętać numer i pasujący do niego odcień (który z nich jest różowy, który fioletowy i tak dalej).
Kolor przypadł Wam do gustu?
Podzielcie się!
29

Zakupy - Inglot i Drogerie Natura (Catrice)

Oczywiście zakupy całkiem nieplanowane... Miałam wstąpić do Natury, by spojrzeć, czy przypadkiem nie ma nowej limitowanki Essence. I skończyło się jak zawsze, czyli kilkunastoma minutami spędzonymi przed szafami wszystkich marek oferujących kolorówkę. Na szczęście byłam dzielna i kupiłam jedynie cień w musie Catrice Longlasting Eyeshadow w odcieniu Jennifer's Goldrush oraz cień Intensif'eye Wet & Dry Shadow w odcieniu Black or White Swan?! Jakież bylo moje zdziwienie, gdy przy kasie otrzymałam jeszcze produkt do wyboru (miałam do wyboru kredkę i cień mono) - zdecydowałam się na kajal w kolorze zielonym - Deep Forest Green.
W Inglocie spędziłam jeszcze więcej czasu - a czemu? Bo do sprzedaży weszła linia 5 pomadek w intensywnych odcieniach fioletu, pomarańczy i koralu. Ja zredukowałam mocno listę "muszę to mieć" i wzięłam tylko 1 pomadkę w odcieniu 281, liliowo-wrzosowym. W końcu też (po wielu, naprawdę wieeeeeeeelu wizytach) kupiłam sypki cień do powiek w odcieniu 86 - duochrom z drobinami.
Jeśli chcecie zobaczyć jakieś swatche, piszcie, postaram się wrzucić:)
Co myślicie o tym kolorze pomadki? Podoba się Wam czy może jesteście na nie?
Podzielcie się!
15

Czekoladowy konkurs Walentynkowy - do trzech razy sztuka?

Po raz trzeci (mam nadzieje, że ostatni) przekazuję Wam wyniki Czekoladowego konkursu Walentynkowego z The Body Shop!
Tym razem wybrałam dość przewrotnie, ale odpowiedź bardzo mi się spodobała... strī-lingo, gratuluję:) A oto wpis, który wywołał u mnie wielki uśmiech:
ja chciałabym walentynki spędzić albo z moją suczką Muchą - byśmy się przytulały, bawiły, głaskały, miziałabym ją za uszkiem, pomasowałabym jej łapkę.. jedną, drugą, trzecią, czwartą.
albo w ikei - zakupy zakupy zakupy!
albo w spa - zabieg czekoladowy na ciało? TAAAAAAAAAAK!

walentynki nie są szczególnym świętem, ale zawsze miło jest dostać coś ładnego od wybranka serca albo spędzić czas z mruczącym kochającym stworzeniem. albo być w miejscu, gdzie jest przyjemnie - ikea.
hmn.
Strī-lingo, proszę, wyślij mi swój adres do wtorku!
15

Stenders - Floral water toner, różana woda kwiatowa

Różana woda kwiatowa marki Stenders (29,90 złotego za 150 mililitrów) może być stosowana w dwojaki sposób. Można odświeżać nią buzię w ciągu dnia, zapewniając sobie szybkie i bezproblemowe nawilżenie (nawet na makijaż), oraz jako używać jej jako toniku odświeżającego po demakijażu.
Opakowanie jest białe, proste i czyste, bez zbędnych ozdób i udziwnień, atomizer jest wygodny w użyciu i ma dosyć "szeroki" strumień, więc mgiełka ładnie rozpyla się na buzi. Zapach moim zdaniem jest po prostu śliczny - jest to właśnie zapach pięknej, dojrzałej róży, takiej, która rośnie dziko i swobodnie w ogródku.
Woda różana powinna przypaść do gustu wszystkim tym, którzy pracują w klimatyzacji, albo spędzają godziny przed komputerem, dlatego, że naprawdę świetnie odświeża skórę. która po jej użyciu staje się rozluźniona i nawilżona. Dzięki swojej formie jest też łatwa w użyciu i nie wymaga uprzedniego zmycia makijażu. Nie zauważyłam, żeby naruszyła podkład albo puder, wszystko zostaje na swoim miejscu, a jednak skóra jest natychmiastowo odprężona i jakby pełniejsza blasku. Jeśli w ciągu dnia odczuwacie ściągnięcie skóry albo jakieś podrażnienia, to różana woda Stenders powinna to uczucie szybko ukoić.
Jeśli chodzi o używanie jej jako toniku, to na pewno ładnie uspokoi skórę po demakijażu i nawilży ją, a także będzie działać zmiękczająco. Jeśli chodzi natomiast o usunięcie jakichś resztek makijażu, to raczej bym na to nie liczyła - jest to produkt po prostu zbyt delikatny i skoro nie uszkadza struktury makijażu używany w ciągu dnia, to raczej go też nie domyje.
Woda nie spowodowała u mnie żadnych podrażnień, moja przewrażliwiona skóra nie zareagowała na nią też rumieńcem.
Jeśli więc szukacie czegoś co szybko i skutecznie przyniesie wam nawilżenie i odświeżenie, to różna woda kwiatowa marki Stenders powinna przypaść Wam do gustu.
Używacie mgiełek w ciągu dnia? Czy może uważacie to za niepraktyczne i zbędne?
Podzielcie się!
12

Czekoladowa rozkosz - wyniki

Wasza kreatywność mnie mile zaskoczyła - sama nie spodziewałam się, że z czekolady można stworzyć tyle pięknych rzeczy i... uczuć:)
Nagroda, czyli zestaw nierutynowo czekoladowych kosmetyków marki Original Source trafia jednak do
Dominiki
Jej odpowiedź była fascynującą opowieścią, która i Wy teraz możecie w całości przeczytać (niestety w komentarzu całość się nie zmieściła, o czym pisała sama Dominika, reszta trafiła na maila, a teraz i Wy możecie przeczytać):
Dawno, dawno temu w małej chatce w lasu głębi,
Nad którą po dzień dzisiejszy ciemna chmurka się kłębi,
Żyła starsza Pani z wielkim, gorącym sercem mlecznym,
Będącym dla jasnowłosej wnusi miejscem bezpiecznym,
Babucka łatwego życia nigdy nie miała,
Czego poznać po sobie za nic nie dała,
Po jej zmarszczkach na dłoniach i bruzdach na twarzy,
I po ogromnej liście w kredensie ze spisem lekarzy,
Miało się pewność, że Jej doświadczenie to wielki gar,
W którym nie było miejsce na dziecinny czar,
Kiedyś wnuczka prowadzona ciekawością spytała,
Skąd się wzięła, ów chmura – bo maleńka nie wiedziała,
Starsza Pani pomału usiadła na krześle bujanym,
Wygładziła dziury na wnusi swetrze rozerwanym,
Chwyciła dziecko za rączki i posadziła na kolana,
A mała o zniszczony, biały sweterek spytana,
Roześmiała się wesoło i z bystrą iskrą w oku powtórzyła swe pytanie:

- Babciu opowiedz, jestem przecież duża – dziecka nie okłamie,
Chwyciła album i wskazała portret przepięknej brunetki,
Która trzymała zawiniątko, z którego wystawały czekoladowe skarpetki.

- Kto to jest babciu? Kto to jest, powiedz, proszę Ciebie.

Pani odpowiedziała ze zmarszczką na nosie, że to mama wnusi będąca w niebie,
Potem zaczęła długą historię o przedziwnych wynalazkach,
Czeko – kosmetykach mamuni, taty czeko – potrzaskach,
Jakiś wannach, strojach, żarówkach o smaku białej czekolady,
O drzwiach, instrumentach, człowieku i o poręczy balustrady,
Wszystko stworzone z tego samego budulca smacznego,
Będącego również składnikiem kredensu wytrawnego,
Babucka mówiła o poduszkach, dodatkach, napojach,
Różnorodnych okładkach i delikatnych tapetach w pokojach,
Prawiła pięknie o głównym składniku – tym trudnodostępnym delikatesie,
Czekała aż wnusie zniecierpliwienie poniesie.

- Babciu! Babucko! Co to ma wspólnego z chmurą maleńką?

Opowiadała, że gdy jej córka była młodą panienką,
Miała obsesję i uzależnienie na punkcie czekolady,
Usprawiedliwiała się babucka, że próbowała szukać porady,
Była u cz ekologów i czekoterapeutów – lecz działania były podejmowane bezsensu,
Powiedziała wnuczce tajemnicę wszechczasów, tajemnicę kredensu,
On powstał w fabryce dziwnych czeko-elementów,
Gdzie – według babuni – jej córka użyła tryliona patentów,
By produkować smakołyki w odwzorowaniu nowoczesności,
By trwały dłużej niż na języku, by miały nieskończony termin przydatności,
Potem do uszka wnuczce dodała bardzo, ale to bardzo ważną informację,
Że fabryka wybuchła, a mamusia była tam obmyślając czekoautową reaktywację,
Wnusia uroniła kilka czystych łez bezsilności,
I zapytała się babci o sens tych wszystkich wiadomości,
Babunia nie zastanawiała się nawet chwileczkę,
Oschle dokończyła, że chmurka to ostatnie córki westchnięcie,
Że chroni tą chatkę przed całym złem świata i że pomału znika,
Że stary, wielki zegar naścienny odlicza czas i tyka,
Gdy chmura straci swoje wszystkie właściwości,
To babunia – wyznała – że umrze i poszybuje do wieczności,
Bowiem starsza Pani żyje wyłącznie powietrzem spod tej chmury.

- Tak, babciu. Czuję w nosku i ustach czekoladowe receptury.

- To one mnie chronią, wnusiu kochana. Ciebie to już nie dotyczy.
Zostałaś w miarę wcześnie szarym świata proszkiem obsypana.

- Ale babuniu musi być jakieś inne wyjście!

- Tak, jeśli rzeczywistość czekoladą zapachnie, tylko to oczywiście.

- Czyli musisz czuć czekoladę i jej kosztować?

- Tak, ale co godzinę muszę ją konsumować.

Babunia i wnusia wiedziały, iż to niemożliwe,
Przecież ciało babci przy normalnym jedzeniu czekolady byłoby otyłe.
Dziewczynka ześliznęła się z kolan babucki i pobiegła na podwórze,
Zaszyła się w jakiejś oświetlonej, przyjemnej, niewielkiej dziurze,
Pracowała nad czymś całe pięć dni,
Aż uświadomiła sobie, że jutro chmurka na pewno zniknie i popłynęły jej łzy,
Nie poddała się jednak i wciąż coś tworzyła,
O świcie drzwi chatki otworzyła,
I gwałtownym ruchem obudziła starszą osobę.

- Znalazłam sposób na Twoją dziwną chorobę!

Babcia sięgnęła po okulary i posadziła małą na niewielką komodę.

- Cóż to jest kochanie moje? Cóż Ty wymyśliłaś?

- Bo ta czekolada i, i Ty jakoś mi się wyśniłaś,
Pomyślałam o kroplach gazowych do nosa,
Które wytworzyłam przez gotowanie kakaowego kłosa,
Potem wpadłam na pomysł inhalatora,
Tego od Astmy co ma siostra Diora,
Tylko, że ten ma nietuczący aromat i posmak czekolady,
Więc będziesz mogła go wpsikiwać co godzinę bez żadnej obawy!
Żeby było wygodniej umieściłam je w jednym opakowaniu z dwoma dozownikami,
Przecież nie będziesz latać z dwoma plastikami za głodnymi kotami,
Babciu powiedz, że to może się udać, powiedz proszę!

Starsza Pani wypowiedziała kilka słów ‘’Wiesz, że czekać nie znoszę’’,
Wyszły na zewnątrz, a chmury nie było,
Babcia zażyła na godzinę wynalazek i nic się nie zmieniło…

- Wnusiu uratowałaś moje kończące się życie!
Co można zrobić z czekolady? Twoje odkrycie!
Coś, co będzie ratować każdego pospolitego człowieka,
Na którym ciąży nad cukrzycą czy otyłością opieka,
Z opresji jaką jest uzależnienie od czekoladowej przyjemności,
Przecież od tego się nie tyję – skaczę wnusiu z radości!

I tak skończyła się historyjka wnusi i babuni,
Przecież każde dzieciątko czekoladę lubi,
Lecz, gdy jej za wiele może wydarzyć się coś niedobrego,
Dlatego czasem miło, wymyślić coś pożytecznego.

Dominiko, gratuluję talentu i samego pomysłu! Czekam na Twój adres do poniedziałku.
A Wam jak się podoba Dominikowa  opowieść?
4

Czekoladowa rozkosz - przypomnienie

Przypominam o trwającym jeszcze tylko do północy konkursie czekoladowym! Możecie zgłaszać się pod TYM linkiem! Czekam też na maila z adresem od zwyciężczyni konkursu czekoladowego z The Body Shop!
14

Stara Mydlarnia - Maska Kawowa Hot Coffee - twarz, szyja i dekolt

Niestety nie zdążyłam zrobić zdjęcia oryginału, więc to pochodzi ze strony alejka.pl
Ponieważ staram się ograniczać kawę do jednego kubka dziennie (co idzie mi z tak samo marnym rezultatem, jak picie dwóch litrów wody dziennie), kiedy tylko zobaczyłam maskę Hot Coffee, nie mogłam się jej oprzeć.
Na początek trochę niejasności - na masce (około 3,50 złotego za 10 mililitrów) widnieje informacja, że jest przeznaczona na twarz, szyję i dekolt. Na stronie internetowej Starej Mydlarni przy zdjęciu tegoż produktu widnieje informacja, że jest to zabieg na ciało. W polskiej instrukcji obsługi widniejącej na saszetce napisano, że jest to maska przeznaczona do użytku na ciepło i po aplikacji należy jeszcze przykryć ją cienką folią. W angielskiej wersji wyraźnie napisane jest, że maska może być używana na ciepło i na zimno, a o folii już w ogóle nie ma mowy.
Ja w każdym razie zdecydowałam się zanurzyć saszetkę w gorącej wodzie, nałożyć ją na ciepło na twarz i nie przykrywać folią, to jest dla mnie po prostu zbyt kłopotliwe.
Maska dobrze się wyciska z saszetki, ma konsystencję kremowego żelu, który świetnie rozprowadza się na twarzy.
Zapach jest po prostu obłędny, nie pachnie może jak typowa kawa o poranku, ale niezawodnie przywodzi na myśl zapach cukierków Kopiko, i co najlepsze, maska powinna być trzymana na buzi pół godziny, więc przez 30 minut ten zapach znajduje się centralnie pod naszym nosem.
Zmywanie jej nie było najprostsze na świecie i trochę trwało, żel zamienił się w ciągutki, które tak średnio chciały zejść ze skóry, nie było to jednak jakoś szczególnie uciążliwe, po prostu trwało nieco dłużej niż zwykle trwa u mnie zmywanie maski.
Po aplikacji skóra była niesamowicie gładka i miękka, trochę tak, jakbym nałożyła na nią bazę pod makijaż. Jest też dobrze nawilżona i sprężysta, i jak mi się wydaje ma autentycznie ładniejszy kolor.
Więc jeśli lubicie gorącą kawę, szukacie czegoś, co sprawi wam dziką przyjemność przy stosowaniu to maska Hot Coffee jest absolutnie godna polecenia.
Próbowałyście już? A może znacie jakieś inne fantastyczne kawowe kosmetyki? Jak w ogóle radzicie sobie bez kawy?
Podzielcie się!
9

Czekoladowy konkurs Walentynkowy - wyniki po raz drugi

Witajcie po dłuższej przerwie...
Tydzień temu opublikowałam wyniki Czekoladowego Konkursu Walentynkowego, jednak z powodu braku odzewu ze strony Zwycięzcy, nagrodę przyznam po raz drugi. Mam nadzieję, że tym razem zestaw znajdzie swojego właściciela:) A jest nim...
montagne
Jej komentarz na temat wymarzonych Walentynek brzmi następująco:
Paryż. Pewnie zastanawia Was co tu robię... to długa historia. Mówiąc w skrócie, wybrałyśmy się z przyjaciółką na wycieczkę. W planach miałyśmy wieżę Eiffla, Luwr, Łuk Triumfalny i inne miejsca, bez których wizyta w Paryżu nie miałaby sensu. Paryż - najromantyczniejsze miasto, więc nie obeszło się bez wymysłów naszej wybujałej wyobraźni. Wybrałyśmy się na podróż statkiem, który przepływa pod mostem zakochanych. Przepływając pod mostem, osoby, które siedzą na statku obok siebie, powinny się pocałować. Wtedy przepowiada to miłość na całe życie. Wiedziałyśmy o tych "paryskich zabobonach" i pomyślałyśmy: co nam szkodzi? Celowo usiadłyśmy osobno i wyczekiwałyśmy przystojnego księcia na białym koniu. Niestety nikt taki się nie pojawiał. Pierwsza z gry odpadła przyjaciółka - dosiadła się do niej starsza pani, która raczej nie przypominała przystojnego młodzieńca i nie przygnała na białym koniu. Ja czekałam dalej, ale jak na złość nikt nie chciał się dosiąść. Kiedy już całkiem zrezygnowałam, usłyszałam głos pewnego mężczyzny, który zapytał czy obok jest wolne. Nie był księciem i nie przyjechał na białym rumaku, ale był niezły. Po chwili odpłynęliśmy od brzegu. Kiedy przepływaliśmy pod mostem stało się coś cudownego. To, co wyobrażałyśmy sobie z przyjaciółką stało się rzeczywistością. Przystojny sąsiad pocałował mnie, a kiedy chciał przeprosić, chociaż tak naprawdę nie miał za co, okazało się, że jest Polakiem. Dalszą część wycieczki spędziliśmy już we trójkę i chyba nie muszę mówić, że z nieznajomym sąsiadem ze statku jesteśmy teraz małżeństwem?
Na mail z adresem czekam do piątku! I mam nadzieje, że po chwilowym zastoju, ruszę z kopyta:)
17

Stara Mydlarnia - kula do kąpieli

Wczoraj pokazywałam Wam ostatnie łupy zakupowe - wśród nich znalazła się kula do kąpieli ze Starej Mydlarni (12 złotych) o zapachu cukierków i truskawek.
Bez bicia przyznam, że to moja pierwsza kula do kąpieli tej marki, więc podeszłam do testów z dużym entuzjazmem, tym bardziej, że jej zapach bardzo mi się spodobał. Czy po użyciu byłam równie zadowolona jak przed? Przeczytajcie!
Na początku muszę zaznaczyć, że kulę zużyłam w trakcie jednej kąpieli, choć myślę, że producent zakłada, że wystarczy na 2 użycia (jest w połowie przekrojona). Ja niestety nie mogę się zgodzić z takim założeniem, ponieważ w takim przypadku woda zostanie słabo zabarwiona, a zapachu nie będzie w ogóle czuć. 
Kula wrzucona do wanny buzuje aż do całkowitego rozpuszczenia, wydzielając olejki i urokliwy zapach cukierków i truskawek. Jednocześnie z kuli wypadają truskawkowe nasiona - nie przeszkadzają w kąpieli, ale i niczemu nie służą, ot, tylko ozdobie. Woda zabarwia się na różowo-czerwony kolor i nie blednie w trakcie trwania kąpieli (w tym przypadku przez godzinę). Zapach jednak dość szybko ulatuje - intensywny jest przez pierwsze 15 minut od rozpuszczenia kuli, potem stopniowo zanika, do całkowitego braku w ciągu 35-40 minut od rozpoczęcia kąpieli. Szkoda, bo bardzo mi się spodobał!
Olejki zawarte w tym produkcie zmiękczają wodę w znacznym stopniu, pozwalając otulić ciało w aromatyczne olejki, jednak... nie pozostają na ciele po wyjściu z wanny. Tym samym nawilżenie, jakie zapewnia kula do kąpieli ze Starej Mydlarni jest moim zdaniem mniejsze niż w przypadku kul Stendersa. Po kąpieli zalecam użycie balsamu!
Podsumowując, kula do kąpieli ze Starej Mydlarni to produkt całkiem dobry, choć nie idealny! Jeśli stawiacie na wrażenia zapachowe i wizualne, to w trakcie krótkich kąpieli będzie to idealny umilacz. Jeśli jednak liczycie na nawilżenie, to polecałabym zapoznać się z innymi propozycjami (nawet tej samej marki, ale bardziej kremowymi).
Znacie produkty Starej Mydlarni? Przyznam, że dopiero odkrywam te markę, więc liczę na pomoc w ułożeniu listy must have:)
Podzielcie się swoimi doświadczeniami!
15

Zakupy (walentynkowe)

Ostatnio mam mało czasu, ale z racji Walentynek i wolnego postanowiłam, przy okazji obiadu z chłopakiem i wizyty w Muzeum Przyrodniczym (może mało romantycznie, ale bardzo ciekawie), zrobić drobne zakupy. W Starej Mydlarni, która "doczekała" się wrocławskiego salonu (na Odrzańskiej) spodobała mi się kula do kąpieli o zapachu cukierków i 2 maseczki - Hot Coffee i Hot Chocolate. Dzisiaj pewnie wypróbuje którąś z maseczek, bo jestem bardzo ciekawa ich działania.
Nie mogło obejść się bez wizyty w Zarze, do której zaglądam od czasu znalezienia wody kolońskiej dla dzieci za 9,90 złotego, mając nadzieję na kolejne łupy! Tym razem udało się i w Magnolii złapałam ostatni flakonik Coco Romance (które pachną jak seria kokosowa z TBS) i jeden z wielu Zara/615 (o zapachu pomarańczowej herbaty). Każdy z nich kosztował 9,90 złotego (przecena z 49,90). Polecam sprawdzanie wszystkich flakonów, bo na niektórych nie ma przeklejonych cen promocyjnych, a perfumy są pomieszane z tymi w cenie regularnej!
W Drogerii Natura wreszcie zdecydowałam się na zakup legendarnego niemal Circus Confetti z Essence i maseczki nawilżającej z wyciągiem z arbuza z Efektimy. Nie znam tej marki, ale arbuz zdecydował o tym, ze musiałam kupić maseczkę;)
A Wam jak mija dzień?
2

Czekoladowy konkurs Walentynkowy - wyniki

Dziewczyny, po raz kolejny chciałabym Wam bardzo, bardzo, bardzo podziękować za odzew i liczny udział w konkursie. W przypadku konkursu Walentynkowego, przyznam bez bicia, było chyba mi najtrudniej wybrać Zwycięzcę, a to z powodu wielkiej różnorodności Waszych odpowiedzi. Dzięki Waszym odpowiedziom, mam taka nadzieje, poznałam Was lepiej. Nieubłagane zasady pozwalaja mi jednak na przyznanie tylko jednej nagrody, która trafia do 
dytki
Oto, czym mnie ujęła:
Moja historia może nie jest bardzo romantyczna, a w pewnej chwili była nawet bolesna, ale to był najpiękniejszy dzień jaki kiedykolwiek mi się przydarzył.
Z moim mężem mieliśmy spędzić miło czas, podczas romantycznej kolacji. On przy winie, a ja przy soczku, gdyż nie mogłam pić alkoholu. Pewnie się już domyślacie czemu, tak, byłam w ciąży.
Mąż się naprawdę postarał w ten wyjątkowy dzień - nakrył do stołu, ugotował przepyszną kolację, zapalił świece. Może wydawać się to tandetne, ale w tamten dzień to było wspaniałe. Będąc w ciąży nie czułam się pięknie, nie chciało mi się wychodzić, przez wzgląd na to że nie miałam w co się ubrać, bym wyglądała ładnie, ale w ten jeden dzień poczułam się wniebowzięta i doceniona.
Do czasu kiedy odeszły mi wody. Nie będę opisywać w szczegółach jak rodziłam, bo to były odgłosy bólu i radości, ale mąż zachował się jak prawdziwy mężczyzna. Zawiózł mnie do szpitala i był przy mnie podczas porodu.
Tak więc w ten jeden dzień poczułam się nie tylko doceniona i piękna, ale także otrzymałam najwspanialszy prezent - mojego synka.
Edyto, czekam na Twoje dane adresowe do piątku - jeśli do tego czasu ich nie otrzymam, w sobotę po raz drugi wskażę Zwycięzcę.
Wszystkich zapraszam do udziału w dwóch innych konkursach na blogu:
25

Original Source - żel pod prysznic Chocolate & Mint

Jeśli czytacie mojego bloga od jakiegoś czasu, wiecie, że jestem fanką żeli pod prysznic marki Original Source (oraz piany do kąpieli i mydła w płynie - moje wrażenia na temat większości produktów możecie znaleźć po TYM linkiem).
W dzisiejszym poście skupię się na żelu pod prysznic Chocolate & Mint (9,90 złotego za 250 mililitrów, choć w promocji cena często zmniejsza się nawet o 50%), który jest młodszym bratem piany do kąpieli o tym samym aromacie. Zapach czekolady i mięty od OS po prostu uwielbiam - kąpiel z produktami o tym zapachu to sama przyjemność, tym bardziej, że w głowie mam skojarzenie z czekoladkami After Eight
Żel dobrze się pieni, jest dość wydajny, choć mniej niż na przykład Lemon & Tea Tree.
Znając zapach i konsystencje, miałam dziwne wrażenie, że piana i żel to ten sam produkt - postanowiłam więc przeprowadzić mały eksperyment. Jednego wieczora wzięłam kąpiel w pianie czekoladowo-miętowej, następny wieczór spędziłam w kąpieli w pianie powstałej ze zmieszania wody i żelu pod prysznic. Efekt był taki sam! Piana w obu przypadkach była bardzo bogata, co jest wyróżnikiem marki Original Source, utrzymywała się przez kilkadziesiąt minut, czyli przez cały okres wylegiwania się w wannie. Co ważne nawet skład obu kosmetyków jest taki sam:
Skład żelu pod prysznic Chocolate & Mint
Skład piany do kąpieli Chocolate & Mint
Mimo braku różnic nie będę Wam polecała piany jako zamiennika żelu z prostego powodu - opakowanie, a w szczególności szyjka butelki, nie sprzyja relaksowi pod prysznicem. Trzeba bowiem mocno się nagimnastykować, by nie wylać połowy zawartości butelki. W przypadku żelu korek uniemożliwia wypływanie zbyt dużej ilości produktu, ba, trzeba mocno nacisnąć butelkę, by wydobyć z niej żel.
A Wy co myślicie o tych bliźniaczych kosmetykach? Czy tak jak ja będziecie używały i żelu, i piany osobno, czy raczej wolicie zaoszczędzić i używać piany jako żelu?
Podzielcie się!
126

"Poranny" konkurs

Rimmel, Wake Me Up, od lewej: 103 True Ivory 200 Soft Beige, 203 True Beige
Wiem, że zważywszy na godzinę trudno nazwać konkurs "porannym", ale zaraz dowiecie się, czemu taka jest jego nazwa.
Do wygrania 1 z 3 nowych podkładów Wake Me Up (stąd właśnie poranek) marki Rimmel. Możecie wybierać wśród:
103 True Ivory
200 Soft Beige
203 True Beige
Co musicie zrobić?
1. Zostać publicznym obserwatorem bloga Barwy Wojenne.
3. Odpowiedzieć na pytanie: "Co najlepiej pobudza o poranku?" - odpowiedź zawrzyjcie pod tym postem. Wskażcie też, który odcień podkładu wybieracie!
Zaczynamy zabawę dzisiaj, czyli 10 lutego, a kończymy w środę 29 lutego. Wyniki opublikuję na blogu 1 marca 2012.
Zapraszam do zabawy!
Back to Top Najlepsze Blogi