Już w zeszłym tygodniu dostałam flamastry Lip Tint Astor, ale z recenzjami postanowiłam się troszkę wstrzymać, by lepiej poznać produkt. W tym poście opiszę swoje ogólne wrażenia z użytkowania pomadki, w kolejnym zaś pokażę Wam, jak każdy z kolorów zachowuje się na moich ustach i opiszę pokrótce wszystkie trzy.
Lip Tint to nowy na naszym rynku produkt marki Astor. Wchodzi on do sprzedaży 8 kwietnia. Generalnie jest to pomadka do ust w formie flamastra o przedłużonej trwałości koloru, tylko z tą trwałością miałam lekki problem, ale o tym za chwilę.
Zacznę od opakowania, które jest średnio atrakcyjne. Sama nie wiem do końca, co mi się w nim nie podoba. Kolor plastiku ma sugerować kolor produktu, i jest to pomysł zupełnie nietrafiony, złote logo Astora niezupełnie pasuje do każdego z tych kolorów, a poza tym fatyczny odcień Tinta niezbyt wiele ma wspólnego z tym prezentowanym na opakowaniu. Najbardziej denerwuje mnie to jednak, że w opakowaniu nie widzę ilości produktu, więc na dobrą sprawę nie jestem w stanie ocenić, jak bardzo jest wydajny. I to może być głównym problemem z tym produktem, bo o gustach dotyczących szaty graficznej nie powinno się dyskutować.
Niezaprzeczalnym plusem jednak jest aplikator, bardzo precyzyjny i nie sprawiający problemów. Rzeczywiście szybko i łatwo można pomalować nim usta, bez żadnych przykrych niespodzianek. Doskonale zastępuje kredkę i myślę, że może też służyć jako baza pod szminkę lub błyszczyk. To stwarza duże możliwości w zabawie makijażem i wydobywanie nowych barw ze znanych i lubianych kosmetyków.
Sam produkt jest bardzo dobrze napigmentowany, równo i intensywnie pokrywa usta kolorem. Przede wszystkim nie wysusza, czego naprawdę się bałam, mimo swojej wodnisto-flamastrowatej konsystencji nie uwydatnia też zadziorków czy suchych skórek, nie wchodzi w pęknięcia czy załamania, drobne bruzdki. Kolor na ustach jest naprawdę jednolity, wyraźny i po prostu ładny. Duża w tym zasługa balsamu, znajdującego się w drugiej końcówce pomadki. Nie byłabym sobą, gdybym nie wypróbowała go też solo. Spokojnie można go używać jako pomadki ochronnej. Ma gęstą konsystencje, jednak nie zlepia ust, dokładnie do nich przywiera, nadaje też delikatny połysk. Przeszkadza mi tylko forma balsamu (w sztyfcie) i jego umiejscowienie (na końcu flamastra). Znając mnie, prędzej czy później połamię balsam i zostanie mi lekko wybrakowany Lip Tint.
Wiem, że produkt miał być przede wszystkim trwały. Tu jednak zaczynają się z nim problemy. Używa się go tak - najpierw kolor, później balsam. Już przy aplikacji miałam wrażenie, że balsam ściąga część koloru z ust, troszeczkę go wybarwia, rozmywa. No ale trudno, pomyślałam sobie, i ochoczo zabrałam się do testowania trwałości przez pocałunki. No cóż…, słowo „transferproof” kompletnie nic tutaj nie znaczyło. Usiałam policzek mojego chłopaka całą stertą odcisków ust. Żebym nie wyszła na gołosłowną, dołączam zdjęcia poglądowe:
Później przyszła pora na jedzenie i picie, tutaj pomadka odnalazła się trochę lepiej, przetrwała obiad złożony z zupy, drugiego dania i galaretki, kolor wprawdzie wyglądał troszeczkę niechlujnie, ale nie aż tak, by załamywać ręce z niesmakiem.
Nie traćcie jednak nadziei! Przemyślałam sprawę dogłębnie i stwierdziłam, że może po prostu odcisnę pomalowane usta na chusteczce higienicznej. Wtedy sytuacja trwałości zmieniła się diametralnie, z czego zadowolona byłam ja i mój chłopak, wyrażający głośny sprzeciw na myśl o kolejnym tarciu twarzy. Tym razem nie było to konieczne. Wprawdzie kolor jakby delikatnie płowiał za każdą próbą ściągnięcia go z ust, ale mniej więcej dzielnie trzymał się na swoim miejscu.
Myślę, że produkt spokojnie sprawdzi się na szalonych imprezach, a nawet na siłowni (jeśli ktoś myśli o malowaniu się na siłownię), czy po prostu przy obiedzie, kolacji. Z pewnością jest to rzecz przyzwoita i godna uwagi. Nie wiem jaka będzie cena Lip Tinta, ale znając Astor to pewnie niezbyt wygórowana, co tylko przemawia za.
Szkoda tylko, że do Polski zostały wprowadzone jedynie te bardziej zachowawcze kolory.
Na szczęście już w okresie letnim ma być wprowadzona większa gama kolorystyczna. No i może wtedy będziemy miały taki wybór jak na przykład Niemki:
Myślę, że dodatkowe 9 kolorów z pewnością spowoduje, że więcej kobiet sięgnie po Lip Tint.
Ja najchętniej kupiłabym wersję, którą ma na sobie Heidi Klum pięknie się do nas uśmiechająca ze zdjęcia promocyjnego.
W następnym poście obiecany test poszczególnych kolorów, a teraz pytanie:
Będziecie czekać na 8 kwietnia, jesteście zainteresowane jakimś konkretnym kolorem?
4 komentarze:
Ja lip tinty dostałam dzisiaj i muszę przyznać, że żaden kolor jakoś tak mnie nie powalił na kolana ;P. No ale zobaczymy jeszcze w świetle dziennym ;).
Mam nadzieję również, że rzeczywiście do Polski trafi o wiele więcej kolorów aniżeli te co są. Interesują mnie jakieś fajne róże.
też mam wilka nadzieję na to, bo ja uwielbiam żywe kolory;)
teraz wrzuciłam porównania i z balsamem zdecydowanie lepiej to wygląda... jeszcze bym tej cotton candy spróbowała
ładne kolory ; )
też dostałam Perfect Stay Lip Tint od Astor do testowania. Już na początku zaskoczyło mnie, że ten produkt faktycznie do złudzenia przypomina flamaster ze szkolnych lat - bardzo fajna i zabawna forma, bo przyciąga oko. Ale do rzeczy: kolor na flamastrze dokładnie pokrywa usta, po same kontury warg - jest precyzyjny, jak konturówka. Konsystencja jest półpłynna, wodnista, więc nie jest ciężka. Po pokryciu balsamem nawilżającym usta są dobrze nabłyszczone, a kolor staje się wyraźniejszy. Na ustach Perfect Stay Lip Tint utrzymuje się kilka godzin - właściwie poprawiałam makijaż ust tylko 2 razy w ciągu dnia, po większych posiłkach.
Fajny produkt i na pewno do niego wrócę.
Prześlij komentarz