8

MAC - Casual Colour - zapowiedzi

Zapowiedź nowości od MAC, czyli naturalna kolekcja Casual Colour na lato 2012 roku. Szczególnie interesujące wydają mi się nowe produkty, czyli kremowe róże do policzków Cheek Colour Pots - jestem ich naprawdę ciekawa, tym bardziej, że kocham miłością niezmienna od dawna ich Gel Blush - Just a Pinch:)
Jeśli choć w połowie Cheek Colour Pots beda tak fajne jak Gel Blush, to będę wniebowzięta;)
Oto i całość kolekcji:












Co myślicie o tej kolekcji? Podoba się Wam idea kremowych róży do policzków?
Podzielcie się!
18

Perfecta SPA - Peeling cukrowy do ciała - antycellulitowy - pomarańcza + aromat wanilii

Peeling cukrowy antycellulitowy o zapachu pomarańczy i wanilii z linii Perfecta SPA (około 18 złotych za 225 mililitrów) początkowo podbił moje serce i ciało, ale... potem pojawiały się coraz liczniejsze wątpliwości. Jednak zacznijmy od początku...
Opakowanie peelingu jest proste, plastikowe, nieskomplikowane (bo czy można stworzyć skomplikowane opakowanie dla peelingu?). Sam design średnio przypadł mi do gustu - na pudełku jest naćkane tak bardzo, ze ciężko wyłapać najważniejsze informacje, tym bardziej, że kolor użytej czcionki to biały (mimo że na brązowym tle, to jednak ciężko przeczytać kilka liter, gdyż zachodzą na zdjęcie). Jednak to najmniejszy problem, bo w końcu o gustach się nie dyskutuje, a ja zdecydowanie w takim przypadku stawiam na minimalizm (choć w kolorówce lubię czasami "pawie piórka w d...").
Po otwarciu pudełka, moje pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne - zapach pomarańczowego marcepana po prostu zmiótł mnie z powierzchni ziemi. Jednak skoro ma to być pomarańcza i wanilia, należy spodziewać się czegoś innego. Na pewno zapach po chwili staje się mocno chemiczny, aromat waniliowy w ogóle nie jest wyczuwalny, a słodkość peelingu zaczyna przytłaczać i mnie doprowadza do bólu głowy.
Sam peeling jest koloru dżemu pomarańczowego, a zatopione w nim ciemnopomarańczowe granulki wyglądają jak zmielone pestki. Plus? Tylko połowicznie. "Pestki"bowiem nie ścierają, a tylko, moim zdaniem, wyglądają. Elementem ścierającym ma być cukier - tak zapowiada na opakowaniu producent i spełnia to założenie.
Peeling nakładany na sucho dobrze ściera, pozostawiając skórę miękką i wygładzoną. Jednak już użyty na mokro, staje się papką - parafina zawarta w kosmetyku w połączeniu z wodą tworzy nieestetyczną breje, która nie powoduje oczekiwanego efektu ścierającego, a jedynie lekko zmiękczający.
Minusem na pewno jest tez nieznośna tłustość peelingu Perfecty - użyty na sucho, pozostawia na dłoniach olejowy film, który jest bardzo drażniący. 
Nie zauważyłam na pewno efektów antycellulitowych, ale tych się nie spodziewałam, szczerze powiedziawszy:)
Zapach po użyciu pozostaje na skórze baaaaaardzo długo - dla mnie to minus, dla innych z Was, miłośniczek pomarańczy i wanilii z Perfecty na pewno to będzie duży plus.
Na pewno mogę polecić go miłośniczkom marki i słodkich zapachów (jeśli tylko nie boicie się lekkiej, albo i nawet mocno wyczuwalnej, chemii). Sama raczej do niego nie wrócę, choć wiem, że produkt ten ma wiele zwolenniczek.
Znacie peeling cukrowy antycellulitowy Perfecta SPA? Jakie macie z tym produktem doświadczenia?
Podzielcie się!
6

MAC - Mineralize Charged Water Cleanser

Mineralize Charged Water Cleanser (110 złotych za 100 mililitrów) to bardzo długa nazwa dla produktu? Zgadzacie się ze mną? Na pewno. A ponieważ nazwa jest długa, a ja jestem leniwa, postanowiłam nieco ją zignorować i uznać, że produkt ten to tonik. Więc aby was ostrzec przed zmarnowaniem bardzo dobrej rzeczy, napisze wszem i wobec. TO NIE JEST TONIK! Mniej leniwi mogą się zorientować właśnie dzięki nazwie, że jest to produkt oczyszczający (głupiutkie Barwy...).
Mineralize Charged Water Cleanser zamknięty jest w ślicznej, niebieskiej buteleczce, która, jeśli ogląda się ją pod światło, sprawia wrażenie jakby była wykonana właśnie z mineralnych kryształków odbijających światło w różnych kolorach. Dozowanie produktu na wacik jest wygodne, na pewno nie wylejecie za dużo. Konsystencja jest no cóż..., wodnista :). Produkt pachnie ładnie i świeżo, zapach kojarzy mi się z czymś morskim i naprawdę przyjemnym.
Wybaczcie to zdjęcie, ale jak się okazało w trakcie pisania, wyrzuciłam z folderu zdjęcie, a opakowanie już dawno w koszu:(
Podczas używania nie spotkały mnie żadne irytujące, czy szczypiące sensacje, wręcz przeciwnie, lubię używać tego produktu nawet w ciągu dnia kiedy nie nosze makijażu, bo bardzo fajnie uspokaja zaczerwienioną i zmęczoną skórę, rozluźnia ją i ogólnie redukuje drobne napiecia. Z całą pewnością nie wysusza twarzy, powiedziałabym, że wręcz lekko ją nawilża, pozostawiając przyjemne uczucie gotowości skóry na przyjęcie kolejnych kosmetyków nawilżających.
Jak radzi sobie z oczyszczaniem twarzy i usuwaniem makijażu? Różnie. Przede wszystkim zmywałam niż makijaż buzi, oczy przydarzyło mi się tylko dwa czy trzy razy, głownie dlatego, że lubię mieć osobny produkt do demakijażu oczu i osobny do demakijażu twarzy. Niemniej jednak wszystkie cienie szybko poddały się właściwościom oczyszczającym wody, nawet te w kremie, nawet żelowy eyeliner Inglota. Tusze już jednak nie za bardzo. Uważam to za nieco dziwne, jak coś może skutecznie i szybko usuwać eyelinery w kremie i żelu, ale nie móc sobie poradzić z tuszem do rzęs? Tym bardziej, że tusz nie był nawet wodoodporny.
Jeśli chodzi o oczyszczanie twarzy, to tu nie miałam nawet grama problemu, woda mineralna MACa usuwała po prostu wszystko, powtarzam WSZYSTKO, chociaż na stronie widnieje informacja, że nie poradzi sobie z wodoodpornym makijażem, ja uważam to za zbytnią skromność, zmywałam tym nawet ciężkie kamuflaże i gęste, naprawdę kryjące korektory. Skóra zostawała czyściutka, aż skrzypiąca.
Na zakończenie chcę jeszcze tylko powiedzieć, że po zużyciu całego opakowania niemal natychmiast zaczęłam tęsknić za tym oczyszczaczem. Dlaczego? Dlatego, że autentycznie odnotowałam małą, lecz zauważalną poprawę kondycji mojej skóry podczas używania go. Buzia wyjaśniała, nabrała jakiegoś wewnętrznego blasku, sprawiała wrażenie po prostu zdrowszej.
Bardzo polecam Mineralize Charged Water marki MAC, to naprawdę świetny oczyszczacz do buzi i byłby niemal idealny, gdyby nie nieco za wysoka cena.
Co myślicie o wykorzystaniu minerałów w pielęgnacji skóry?
Czy używałyście produktów pielęgnujących z MACa? Czy markę kojarzycie tylko z kosmetyków kolorowych?
Podzielcie się!
20

Benefit hello flawless oxygen wow foundation

Która z was chciałaby mieć nieskazitelną i olśniewającą skórę w okamgnieniu? Ręka do góry!
(wyobrażam sobie las uniesionych dłoni)
Benefit obiecuje, że da nam to wszystko i jeszcze trochę więcej za sprawą swojego nowego, rozświetlającego (a przy tym beztłuszczowego!) podkładu Hello Flawless. Nasza skóra ma być rozświetlona, ale nie świecić się nadmiarem sebum, wyglądać zdrowo i mieć piękny, równy koloryt.
Na samym początku muszę powiedzieć, że wręcz uwielbiam marketingowców Benefita, robią naprawdę wspaniałą robotę, co potwierdza fakt, że chciałam mieć ten podkład, zanim jeszcze go wypróbowałam, zanim nawet go zobaczyłam, chciałam go mieć tuż po tym, jak tylko usłyszałam jego nazwę. Ach ta nazwa, obiecuje tak wiele...
Podkład znajduje się w walcowatym plastikowym opakowaniu, z pompką typu air free, której jestem wielką fanką, bo pozwala zużyć podkład do samego, samiuteńkiego końca, bez marnowania ani kropelki. Opakowanie nie jest olśniewające, ale sprawia wrażenie czystego i schludnego, co zaliczam na plus.
Sam podkład ma konsystencję lekkiego lotionu, jest rzadki, ale nie za rzadki, aplikacja na twarz nie sprawia żadnego problemu, aplikowałam go płaskim pędzlem, pędzlem typu duo fibre, klasyczna gąbka, beauty blenderem, no i ostatecznie w pośpiechu (w autentycznym pospiechu, jadąc bardzo trzęsącym się autobusem), palcami. Wszystkie te metody dają naprawdę dobre efekty i faktycznie śliczne wykończenie. Podkład zachowuje się dokładnie tak, jak lubię najbardziej czyli "wtapia się" w skórę, nie odstaje, nie tworzy maski, nie zbiera się w porach, i co dla mnie najważniejsze, nie zagłębia się i nie pęka nawet w najbardziej przesuszonych miejscach na twarzy.
Jeśli chodzi o krycie, to jeśli szukacie czegoś, co ukryje WSZYSTKO, raczej nie polecałabym Wam Hello Flawless, podkład ten ma niskie do średniego krycia, które zapewnia ładny, naturalny efekt. Przykryje nierówności kolorytu skóry, drobne niedoskonałości, malutkie naczynka czy niechciane pryszczem, ale na pewno nie pozbędzie się wielkich przebarwień, bruzd czy bardzo widocznego trądziku.
Efekt rozświetlenia jest widoczny, skóra wydaje się po prostu zdrowsza, ładniejsza, odbija światło w sposób, jaki możemy oglądać na okładkach kolorowych magazynów. I robi to nawet bez bazy rozświetlającej. Tu pojawia się jednak jeden z dwóch problemów, jakich doświadczyłam z tym produktem. Rozświetlenie wprawdzie jest wspaniałe, jednak po 5-6 godzinach skóra zaczyna się świecić w sposób jakiego niekoniecznie byśmy chciały. Nie jest to żadna tragedia, jeśli jesteście posiadaczkami suchej skóry - te z was jednak, których skóra się przetłuszcza, powinny poszukać moim zdaniem innego produktu, albo nosić przy sobie puder matujący. Po 7godzinach ja też byłam zmuszona przypudrować sobie czoło, nos i brodę. Osiem godzin to i tak jednak jest niezły wynik, zważywszy na to, że pracuję w ciągłym ruchu i klimatyzacji.

Tak oto dochodzimy do kolejnego (chociaż też nie tragicznego) problemu z tym podkładem. Trwałość. Twarz wygląda nieskazitelnie przez 6-7 godzin, po tym czasie podkład zaczyna się ścierać, i skóra zaczyna powoli, lecz sukcesywnie prześwitywać przez podkład, który mniej więcej w okolicach 10-11 godziny zdaje się znikać niemal całkowicie, co widać dokładnie przy tym jak niewiele zostaje go na waciku podczas demakijażu.
Mimo wszystko jednak uważam, że jeśli wasza skóra jest sucha, to czas ten z pewnością się wydłuży. Poza tym nigdy nie wymagałam od podkładu trwałości dłuższej niż 9 godzin, biorąc pod uwagę fakt, że chociaż bardzo tego nie chcemy, to i tak ustawicznie dotykamy się po twarzy (nawet poprawiając włosy od niechcenia, bądź zakrywając usta w trakcie ziewania).
Uważam, że cudowne i przede wszystkim zdrowe rozświetlenie, które zapewnia Hello Flawless klasyfikuje go w mojej czołówce ulubionych podkładów, i z czystym sercem, o ile nie macie przetłuszczającej się skóry, polecam Wam go gorąco.
Lubicie rozświetlenie?
A może idziecie jeszcze krok dalej i stawiacie na tak modny w tym sezonie "mokry" look? (ach jak one to robią?!).
Podzielcie się!
5

Konkurs z Kate Moss i Rimmel - rozwiązanie

Witajcie po kolejnej krótkiej przerwie w moim blogowaniu spowodowanej majowym nawałem zajęć;) W przyszłym tygodniu (oby...!!!) powinno być już w moim życiu większej chwil wolnych, które przeznaczę na życie blogowe, a nie tylko pracę.
Jednak teraz, zgodnie z zeszłotygodniowa zapowiedzią, rozwiązanie konkursu z Kate Moss (a raczej o Kate) i Rimmel.
Subiektywna ocena skłoniła mnie do przyznania nagród, czyli pomadek Rimmel w odcieniu 16:
- Kolorowemu Pieprzowi
- monice
- o! morela
Drogie moje, proszę o przesłanie Waszych adresów na mail: barwy.wojenne@gmail.com do wtorku:)
13

Stenders - nowe żele pod prysznic: melonowy, różany i żurawinowy

Marka Stenders idzie za ciosem i co i rusz wprowadza do swojej oferty smakowite nowości kosmetyczne. Tym razem w salonach marki znaleźć możemy nowe żele pod prysznic o zapachu melona (na lato), róży (na każdą okazję) i żurawiny (na zimowe chłody). Tak naprawdę moja sugestia co do pory roku, w której możemy stosować te produkty jest spowodowana zapachami, które kojarzą mi się z odpowiednimi okresami roku. 
Żaden z żeli nie zawiera siarczanów, silikonów, parabenów, PEG oraz barwników, więc mogą je stosować też alergicy.
Mimo swojej łagodności, żele leciutko się pienią, tworzą na skórze aksamitną pianę, którą łatwo zmywa się wodą. Nie wysuszają skóry, a nawet lekko ja nawilżają (do kilku godzin), choć i tak zawsze po kąpieli polecam stosowanie masła lub balsamu do ciała.
Nuty zapachowe żeli to:
- melon - soczysty zapach owoców melona, słońca i lata. Bardzo fajnie stosować go rano, na pobudzenie. Myślę, że dobrze sprawdzi się też w czasie upałów, kiedy potrzeba nam orzeźwienia w każdej postaci.
- róża - zapach kwiatowy, bardzo kobiecy, otulający ciepłem. Kojarzy mi się z przytulnością i słodyczą oraz... konfiturami (tak, wszystko co różane kojarzy mi się z konfiturą).
- żurawina - zapach przestrzenny, owocowo-leśny, bardzo zimowy. Identyczny w porównaniu z innymi produktami linii żurawinowej - kulą do kąpieli czy mydłem.
Cena 250 mililitrów żelu to 39,90 złotego, co może wydawać się wysoką kwotą, ale produkt jest wydajny i przeznaczony do pielęgnacji nawet skóry z problemami. Jeśli więc znacie produkty o tych zapachach ze Stendersa lub też jesteście fankami łagodnie myjących kosmetyków bez dodatków zbędnych sztucznych składników, te żele mogą być dla was.
Macie swoje ulubione zapachy żeli pod prysznic na późną wiosnę? 
Podzielcie się!
11

Bobbi Brown - pomadka w odcieniu Pale Pink

Pomadka od Bobbi Brown to kolejny kosmetyk tej marki o nazwie, która... wprowadzić może w błąd. Po intensywnym różu o nazwie Pale Pink, przyszła kolej na opisanie pomadki o tej samej nazwie.... w kolorze brudnego, pięknego różu, który tez dla mnie nijak ma się do określenia "pale".
Jak już pisałam ten Pale Pink określiłabym mianem brudnego różu z domieszką odcienia cienkiej herbaty.
Sama skuwka jest klasyczna, czarna, wykonana ze świecącego plastiku, który, niestety, podatny jest na "palcowanie", co trochę mnie irytuje, bo jednak lubię mieć czyste opakowania kosmetyków. Jednak nie jest to wielki problem, tym bardziej, że jakość plastiku jest wysoka i na pewno jest on odporny na zarysowania i upadki (oby jak najrzadsze). Część skuwki jest złota, niemal lustrzana, co w razie "awarii" z brakiem lusterka może nas w ekstremalnej sytuacji poratować:)
Sama pomadka łatwo rozprowadza się na ustach, nie rozlewa poza ich kontur nawet bez użycia kredki, a pigmentacja sprawia, że wystarczy tylko raz lub dwa przesunąć nią po wargach, by kolor był wyraźny i trwały. Kolor na ustach wytrzymuje do 2 godzin przy jedzeniu i piciu, a po użyciu błyszczyka zyskujemy dodatkową godzinę. Pomadka lekko nawilża usta, wygładza je i, co dla mnie istotne, bardzo przyjemnie pachnie - nie umie określić tego zapachu,a le najbliżej mu do letnich kwiatów połączonych z miodnym aromatem lipy:)
Bobbi Brown - pomadka Pale Pink (światło sztuczne)
Bobbi Brown - pomadka Pale Pink (światło naturalne)
W moim odczuciu warto bliżej przyjrzeć się produktom do ust marki Bobbi Brown, szczególnie jeśli cenicie neutralne, dzienne odcienie szminek. Musze przyznać, że w kategorii przybrudzonych róży nie trafiłam na piękniejszy odcień.
A może polecicie mi inne kolory pomadek od Bobbi? 
Podzielcie się!
8

Jadwiga - żel do kąpieli rozmarynowy

Żel do kąpieli zawierający naturalny olejek eteryczny z rozmarynu (18 złotych za 500 mililitrów) to mój hit od JadwigiPatrząc na produkt na stronie, widzę, że mój żel przeszedł małą metamorfozę - teraz opakowanie wydaje się być bardziej eleganckie i pasujące do produktu do kąpieli. Nie myślcie jednak, że narzekam - "mój" żel jest niczego sobie. A nawet lepiej!
Co najważniejsze w tym produkcie to zapach! Jest naprawdę intensywny, mocno ziołowy, po prostu rozmarynowy. Myślę, że nie bez kozery producent napisał, że usuwa zmęczenie - nawet po dniu pracy, po kąpieli w tym cudzie, czułam się odprężona i pełna sił.
Zapach jednak nie każdemu przypaść może do gustu - mnie się spodobał, ale wyczuwam w nim Hallsy (cukierki do ssania) i maść Wick Vaporub, co może niektórych odstraszyć. Jednak na pewno zapach ten jest idealny w razie przeziębienia i zatkanego nosa - po 15 minutach w wannie zatoki są czyste, a ulga wyraźna;)
Trochę zaniepokojona jestem tylko kolorem tego żelu - intensywny niebieski jednak nie kojarzy mi się z naturą. Jednak ten drobny mankament nie przykryje oczywistych plusów, do których mogę dopisać jeszcze gęstą pianę, która długo utrzymuje się w kąpieli i dodatek olejków natłuszczających ciało.
Jestem zdania, że wiele z Was byłoby z niego zadowolonych:) Szczególnie jeśli lubicie wyraźne aromaty i chcecie zażywać kąpieli nie tyle dla relaksu, co pobudzenia.
Znacie inne żele do kąpieli produkcji Jadwigi? A może polecicie inne produkty tej marki?
Podzielcie się!
15

Mac i Beth Ditto - zapowiedzi (plus zdjęcia zza kulis)

Kolekcja Beth Ditto i MAC to coś, na co czekali wszyscy fani piosenkarki znanej z zespołu The Gossip. A znając wcześniej zdjęcie promocyjne, mogę przypuszczać, że i takie fanki nowości kosmetycznych jak ja też były ciekawe, co wejdzie w skład kolekcji.
Oto i propozycje marki:
Tak się prezentuje całość, a poszczególne produkty...
Beth Ditto 7 Lash
Embrace Me
Entertain Me
In Synch
Nightmoth
Point Black
Powder to the People
Unknown
Beth Mask
Beth or Glory
Drag, Strip
Little Miss Moffet
Life and Beth
Near Beth Experience
Nocturnelle
Vagabondage
Booyah!!!
Dear Diary
Heart Hangover
Love Long Distance
You’re Perfectly Already
Black

Blue Charge
New Hue
Plum Reserve
Przyznam, że kilka produktów wywołało u mnie szybsze bicie serca - ciekawią mnie cienie do smokey i zarazem linery, neonowe pomadki i puder Powder to the People!
Pokażę Wam tez kilka zdjęć zza kulis sesji:


Limitowana kolekcja M•A•C i Beth Ditto dostępna jest jedynie w czerwcu 2012 w salonach MAC w Galerii Mokotów (Warszawa) oraz Złotych Tarasach (Warszawa).
Co myślicie o propozycjach MAC? Czy coś szczególnie przyciągnęło Wasza uwagę?
Podzielcie się!
Back to Top Najlepsze Blogi