2

Moje ciało to świątynia - Farmona Sweet Secret - kokosowy mus do ciała


Sweet Secret Kokosowy mus do ciała (250 ml /12,99 zł) – to kosmetyk do pielęgnacji ciała wypuszczony przez Polską firmę Farmona. Na serie Sweet Secret natknęłam się przypadkowo, szukałam jakiegoś taniego balsamu do ciała, aby używać go po ćwiczeniach na siłowni. Pojemność i cena wydały mi się atrakcyjne, ale tak naprawdę to moją uwagę zwróciło opakowanie – kolorowe, z narysowanymi owocami i logiem sugerującym łakocie. Jednak na początku, przed otworzeniem miałam sceptyczne podejście i okazało się, ze niesłusznie  się  obawiałam. Zapach to połączenie bananów i kokosa, w opakowaniu silniej czuć te pierwsze, jednak na skórze to się zmienia i wysuwa się kokos. Weronika twierdzi, że zapach przypomina jej vibowit bananowy, że właśnie ta nuta bananowa jest chemiczna, ale proszę nie myślcie, ze to źle. Zapach utrzymuj się na skórze około godziny. Jeśli chodzi o konsystencje – to jest ona bardzo lekka i zbliżona do musu – łatwo się rozprowadza i nie pozostawia uczucia lepkości. Balsam nie jest najwydajniejszy, bo z niedawno kupionego opakowanie sporo ubyło ( używam go codziennie – wiec pewnie dlatego jest go coraz mniej ).
Podsumowując – Kokosowy mus Farmony to zakup bardzo dobry, ponieważ otrzymujemy balsam o pięknym zapachu ( wedłóg Mnie ) , który nawilża naszą skórę w przyzwoity sposób i sprawia przyjemność w codziennej pielęgnacji.  To wszystko otrzymujemy za ok. 12 zł, dla mnie to zdecydowanie atrakcyjna i godna uwagi oferta na rynku kosmetyków polskich.
Pierwsze wrażenie: 3/5
Jakość: 16/20
Opakowanie: 5/10
Cena: 10/10
Średnia Ważona: 4+/6

2

Kolorowa Oręż - Inglot pastelowa kolekcja



Inglot pastelowa kolekcja (54zł za 5 cieni plus kasetka, 15zł za pojedynczy wkład do kasetki) to paleta pięciu pastelowych kolorów w kasetce freedom system. Ciężko jest mi powiedzieć, czy jest to kolekcja limitowana, czy te wkłady wejdą do stałej sprzedaży ponieważ ani na stronie ani w butikach Inglot nie dostałam na ten temat żadnych informacji. 

W skład kolekcji wchodzą:
 
364 - jest to raczej zimny żółty, pastelowy kolor, bardzo jasny, z tendencją do "zasiniania" się na skórze










345 -to pastelowa zieleń, odcień pomiędzy miętą a morską zielenią, coś jak rozbielona, bardziej niebieska mięta











367 - pastelowy błękit przypominający kolor ubranek dla niemowląt, raczej typowy "baby blue"











347 - koralowo łososiowy róż, z większą domieszką łososia niż koralu, zdecydowanie po cieplejszej stronie różu, wchodzący niemal w brzoskwinie również pastelowy









347 - ocieplony lawendowy fiolet, pastela 













Wszystkie cienie mają matowe wykończenie.
Kiedy zobaczyłam tą paletę w butiku kupiłam ją od razu, zupełnie bez zastanowienia, i to był mój zasadniczy błąd. Przywykłam do tego, że matowe cienie zwykle mają nieco tępawą i kredową konsystencje ale te to już chyba ekstremum. O ile nakładanie palcem (widoczne na zdjęciach, 3 warstwy produktu) nie sprawia większych problemów o tyle praca na nich pędzlami to istna udręka. Kolor prawie w ogóle nie chce przenosić się z włosia na powiekę przy czym niemiłosiernie się osypuje. Niemal niemożliwością jest osiągnięcie jednolitego koloru bez prześwitów tu czy tam. Próby blendowania mijają się z celem, kolor w zetknięciu z bardziej puchatym pędzlem po prostu znika. Mimo tego, że kolorystyka skonstruowana jest tak by można było paletą wykonać przynajmniej jedną kombinację kolorystyczną (chociażby niebieski i zielony), jest to niemożliwe, gdyż przy połączeniu tworzą się plamy i nierówności.
Trwałość też nie jest mocną stroną tych cieni. Testowałam je na swojej (normalnej do suchej) skórze, oraz powiekach mojej przyjaciółki (skóra tłusta) i w obu przypadkach wytrzymywały na powiekach 3 do 4 godzin, przy czym czterogodzinny rekord był osiągalny po nałożeniu ich na bazę ArtDeco. Po tym czasie kolory znikały pozostawiając brzydkie "sińce".
Sama paletka (opakowanie) przypadła mi do gustu głównie dlatego, że za sprawą magnesów można ją łączyć z innymi dzięki czemu jest łatwiejsza w przechowywaniu. Jest jednak nieco przyciężkawa (odczuwalne w szczególności w podróży), dosyć szeroka (na przykład w porównaniu z paletami MAC-a), i ciężko wyjąć z niej raz już tam włożony cień, musiałam do tego celu użyć noża co przy mojej nieuwadze skończyło się pokiereszowaniem trzech cieni.
Przeszkadza mi również to, że cienie mają numery zamiast nazw.
Niestety na opakowaniu (wyrzuciłam kartonowe pudełeczko), nie znalazłam informacji na temat wagi produktu.

Przechodząc do sedna - cena jest raczej atrakcyjna szczególnie przy zakupie całej palety (8zł za cień), ale mimo to nie polecam zakupu tych konkretnych cieni. Bardzo szkoda, że Inglot wypuścił tak kiepski produkt, przecież w swojej ofercie mają co najmniej kilkanaście porządnych cieni do powiek o matowym wykończeniu!

Oceny:

Pierwsze wrażenie 5/5
Jakość 3/20
Opakowanie 6/10
Cena 6/10

Średnia ważona to - -2/6


971, 972, 970, 969, 968
968
969
970
972
971

4

Z górki na pazurki - Inglot pastelowa kolekcja, lakiery do paznokci

 
Inglot pastelowa kolekcja (18 zł/ 16ml) to kolekcja pięciu lakierów. Tak jak w przypadku Weroniki i kasetki cieni – tak też ja nie jestem w stanie powiedzieć czy wejdą one do regularnej sprzedaży. Odcienie w kolekcji to :

968 - to pastelowa, delikatna żółć

969 – to pastelowa zieleń. Odcień to zdecydowanie mięta, a właściwie kolor lodów miętowych
















970 – pastelowy błękit. Nie do końca jest to „baby blue”, bo odnoszę wrażenie, ze jest on lekko złamany szarością


















 972 – to łososiowo-różowo-koralowy kolor, ciepły i pastelowy. Przeważa w nim kolor łososiowy


















 
971 – jasny, ciepły fiolet w odcieniu lawendy, bądź wisterii


















Długo szukałam pastelowych lakierów. Wchodząc do sklepu Inglota nie zauważyłam ich od razu. Co świadczy o tym jak słaba jest promocja kolekcji w sieci. Stały one przy kasie i musze powiedzieć, że byłam szczerze zaskoczona faktem, że istnieją. Były w regularnej cenie lakierów Inglota, a wiec postanowiłam je kupić i nie żałuje, ponieważ jak dotąd nie widziałam u innych producentów takich produktów w tej cenie. Lakiery w kolekcji są w pięciu pięknych odcieniach o wykończeniu satynowym. Dobrze kryją, bo wystarczą dwie warstwy, by uzyskać kolor z tradycyjnej inglotowskiej buteleczki. Nie są wodniste, a wiec nie rozlewają się po paznokciu co ułatwia aplikacje, posiadają średniej wielkości pędzelek – to również sprawia, że są wygodne w nakładaniu. Nie mają mocnego i odstraszającego zapachu oraz szybko wysychają. Testowałam wszystkie kolor i ich trwałość jest podobna. Oceniam ja na około 4 dni.  Jeśli chodzi o numery uważam, ze w przypadku lakierów Inglota numerowanie sprawdza się ( z powodu dużego wyboru w kolorach i odcieniach).

Podsumowując – uważam, że ze względu na wyjątkowość kolorów w asortymencie jaki jest na rynku i biorąc pod uwagę cenę – to są one warte zakupu, zwłaszcza gdy lubimy mieć paznokcie pomalowane na nietypowe kolory!
Oceny:
Pierwsze wrażenie : 5/5
Jakość: 16/20
Opakowanie: 4/10
Cena : 7/10

Średnia ważona : 4+/6



0

Moje ciało to świątynia - The Body Shop Carrot Moisture Cream


The Body Schop Carrot Moisture Cream (19zł za 50ml), to krem nawilżający wchodzący w skład serii Oryginals, czyli produktów zainspirowanych najbardziej klasycznymi recepturami Body Shopu. Jego głównymi składnikami są marchewka, organiczny wosk pszczeli, słodki olejek migdałowy i olej z nasion słonecznika, które zasadniczo mają jeden cel: nawilżyć i odbudować suchą skórę.
Szczerz mówiąc nie kupiłam go dla siebie, to mój chłopak stał się jego właścicielem i pierwszym testerem. Ja nie byłam do końca przekonana do  tego produktu, miałam wcześniejsze doświadczenia z Yes to Carrots, który podrażnił moją skórę i zostawił na niej brzydkie czerwone plamy. Jednak widząc efekty (o ile tańszego) Carrot Cream na twarzy mojego chłopaka szybko zmieniłam zdanie.
Jest to głęboko nawilżający krem, który spokojnie radzi sobie z częstym u mnie o poranku uczuciem "maski" i napiętej skóry rozluźniając ją delikatnie i łagodząc wszystkie przesuszenia skóry. Nie jest wyjątkowo tłusty, po wchłonięciu nie pozostawia uczucia lepkości i poza rzadkimi wyjątkami raczej nie miałam problemu nakładając na niego makijaż. Podczas aplikacji mam uczucie "wtapiania" się produktu w moją skórę, co jest bardzo przyjemne i daje mi poczucie właściwego wchłaniania się tegoż. W opakowaniu wydaje się być pomarańczowy ale zapewniam, że po rozsmarowaniu nie nadaje skórze żadnego koloru i jest na niej absolutnie przezroczysty.
Chociaż zapach na początku nie za bardzo mi odpowiadał, teraz kiedy już się do niego przyzwyczaiłam jest znośny, raczej nigdy nie zostanę jego absolutną fanką. Nie jest mdlący, nie potrafię do końca określić co mi w nim nie pasuje, ale z pewnością jest dosyć specyficzny i nie należy do moich ulubionych.
Samo opakowanie również przypadło mi do gustu, głównie dlatego, że jest proste i w pełni nadające się do recyklingu. Jest to plastikowe, okrągłe, pomarańczowo czarne pudełeczko bez żadnych dodatkowych kartoników i folijek, co zaoszczędza nasze pieniądze, miejsce na naszym śmietniku i nasze środowisko!
Podsumowując jest to naprawdę dobry jakościowo produkt w bardzo atrakcyjnej cenie.

Oceny:

Pierwsze wrażenie 3/5
Jakość 15/20
Opakowanie 10/10
Cena 10/10 


Średnia ważona to: 5/6


  
 

0

Żegnaj czarny poniedziałku!

The Body Shop - Smoke and Fire. Propozycja na jesień 2010


Mono Eyeshadow (pojedynczy cień do powiek)

Dostępny w 3 kolorach
-peach
-midnight blue
-velvet green











Kajal Eyeliner (edycja limitowana)


Dostępny w 3 kolorach
-charcoral
-evergreen
-steel













Autumn Leves Compact (róż/rozświetlacz, edycja limitowana)


Dostępny w odcieniach
-chestnut
-berry














Lip color (pomadka do ust)

Dostępna w trzech nowych odcieniach .


Back to Top Najlepsze Blogi